Ostatni wpis poświęcony prokuraturze, wywołał znowu falę komentarzy, które jednak przenosiły ciężar zainteresowania ze spraw ustrojowo – organizacyjnych, na kwestie czysto personalne. Jest prawdą, że wszystko zależy od ludzi, ale jest też prawdą, że ludzie funkcjonujący w złych strukturach i posługujący się złymi narzędziami, zwykle zdecydowanie częściej przynoszą złe owoce. Dlaczego tak się dzieje ? Dzisiejsze uwagi winny chyba poprzedzać ostatnie teksty, bowiem bez tej generalnej refleksji, dyskutujemy jedynie o nieuchronnych rezultatach czegoś, co można byłoby określić grzechem pierworodnym.
Zaczynałem swoje rozważania na blogu od refleksji co do materii konstytucyjnej mając nadzieję, że wybory stworzą możliwość podjęcia tego zagadnienia. Wydaje się, że szansa taka istnieje, ale wymaga to naprawdę poważnej refleksji nad stanem naszego państwa i zdecydowanej woli zakończenia okresu jego teoretycznego istnienia.
Konsekwencją chorobliwego stanu ustrojowego naszego państwa, jest porażająca choroba jego fundamentu prawnego. Prawo, czy nam się to podoba czy nie, jest podstawą funkcjonowania państwa i każdego obszaru życia społecznego, gospodarczego, kulturalnego, etc. Bez dobrego, racjonalnego prawa, żadne państwo, żadne społeczeństwo nie może funkcjonować normalnie.
W Polsce stan owego corpus iuris jest tragiczny, ale nawet to słowo nie oddaje jak się zdaje istoty rzeczy. Co roku polski parlament uchwala w granicach 25.000 stron przepisów prawa, z których większość jest n-tą z rzędu nowelizacją „kompleksowo uregulowanego zagadnienia”. Jeśli dodamy do tego dziesiątki tysięcy stron prawa unijnego, tworzonego z mozołem w Brukseli, a przecież obowiązującego w Polsce w wielu obszarach już bezpośrednio, to otrzymujemy obraz jakiegoś monstrualnego Lewiatana, który z każdym rokiem we fragmentach obumiera, ale jednocześnie odbudowuje obumarłe członki w jeszcze większym i gorszym wymiarze.
Żyjemy w totalnie przeregulowanym prawnie świecie, w którym już nikt nie jest w stanie zapanować nad rezultatem tych prac. Prawie nikt. W tym chaosie są bowiem tacy, którzy na tym oczywiście korzystają. By to zilustrować wrócę po części do rozważań o prokuraturze. W tym roku weszła w życie kolejna w ostatnich latach potężna nowelizacja kodeksu postępowania karnego. Przepisy te są fundamentem działania prokuratury. Prokuratura do ostatniej chwili robiła wszystko, aby odwlec ich wejście w życie w czasie. Co ciekawe, podobnie nadludzkie wysiłki czynili sędziowie, którzy mieli świadomość iż nowe procedury, będą w istocie paraliżować ich pracę. Pomyślicie Państwo, że w takim razie największymi orędownikami wejścia w życie byli adwokaci. Otóż i oni walczyli o to, by przepisy te nie wchodziły w życie. No to pewno przestępcy byli tym zainteresowani ? Ci w większości nie wiedzieli o co chodzi, ale już wkrótce przekonają się, że i dla nich jest to zmiana na gorsze. Powstaje zatem pytanie, kto, dlaczego i w czyim interesie przeforsował w Polsce fundamentalną rewizję postępowania karnego. Przecież nie chodziło o to, że twórcy tej „reformy” zapatrzyli się w fajne amerykańskie filmy, gdzie są takie fajne procesy i postanowili żeby w Polsce było też tak fajnie. Mam w tej materii swoje przemyślenia, ale jestem przekonany że już wkrótce media, które dzielnie sekundowały tej fajnej zmianie, będą hamletyzować, jak to weszliśmy w kolejną fazę paraliżu polskiego wymiaru sprawiedliwości. Wtedy okaże się, że przy okazji załatwienia kilku wąskich, partykularnych interesów – które za chwilę się objawią – tak naprawdę jedynym zyskującym jest czynnik zewnętrzny. Bo przecież tylko czynniki zewnętrzne w ostatecznym rozrachunku czerpią korzyści z kolejnej fazy destrukcji wewnętrznej polskiego państwa.
Dzisiaj załatwienie na drodze legislacyjnej jakiejś drobnej sprawy jest dziecinnie proste. Przśledźmy ten proces.
Najpierw pojawia się „problem społeczny”. Nagle, niemal wszystkie media dostrzegają ów „problem”. I okazuje się, że „problem” istnieje, bo mamy „niedoskonałe prawo”. No to trzeba zmienić prawo. Powstaje „zespół” czy „komisja” i pracuje nad „problemem”. Oczywiście problemem zmiany prawa, bo żadne inne aspekty „problemu” zwykle nie są istotne. Któż jest w takim „zespole”. Oprócz jakichś ministerialnych urzędników są oczywiście fachowcy. Zwykle są to „uczeni”. Ci uczeni albo byli, albo są, albo będą wkrótce sędziami sądów powszechnych czy administracyjnych. Ich koledzy już tam są. Razem pisali bądź piszą komentarze, do owych niedoskonałych przepisów prawa. Komentarze, które są wydawane w wersjach papierowych i elektronicznych przez potężnych wydawców. Ci wydawcy są w Polsce właściwie trzej – amerykański, holenderski i niemiecki. Dla nich owe 25.000 stron prawa uchwalanego co rok jest racją istnienia.
Do „zespołu” dopraszani są też sędziowie, którzy będą stosować prawo. Oni już na tym etapie dbają o to, by w przyszłości można było z tych zmian wyciagać korzyści. Jeśli jedyną formą legalnego dorabiania poza pracą akademicką, jest w ich przypadku pisanie komentarzy dla owych wydawnictw i prowadzenie szkoleń z nowych regulacji, to rozumiemy że jest wspólny interes w tym, aby zmiany nie były nawet bardzo dogłębne, ale by były one ciągłe. Najlepiej co roku w każdej dziedzinie. Wtedy każdy urząd, każda firma, każdy prawnik musi co roku kupić „aktualizację” systemu prawnego.
Kiedy „zespół” się umozoli, sprawa przechodzi przez parlament. Tam już mało kto wie o co chodzi, więc wystarcza odpowiednio wyszkolić posła, który ma instrukcję jak głosować poszczególne poprawki przez posłów z klubów większości parlamentarnej. Jasne, zdarzają się niespodzianki, poseł przewodnik się pomyli lub zapomni, ktoś zgłosi poprawkę, która przypadkiem przejdzie, bywa że pojawiają się problemy w senacie. Ale w końcu nawet prezydent podpisuje 99% owoców pracy owych „zespołów”, które załawtiają „problem”.
Mamy nowe prawo, ale i tak za chwilę okazuje się, że „problem” istnieje nadal i odkrywają go te same media, które to jakiś czas temu święciły triumf, że doprowadziły poprzez zmianę prawa do jego rzekomego załatwienia.
Już ten dość uproszczony schemat – każdy może go zweryfikować na dowolnie wybranym konkretnym przykładzie – pozwala nam zidentyfikować różnych profitentów tak prowadzonej legislacji. Bez tych profitentów nie mógłby on oczywiście istnieć w tej postaci. I w tym zakresie można dokonać już pierwszych zmian, bowiem nawet na tym poziomie możemy osiągnąć olbrzymi postęp w dziele umacniania państwa, a nie jakichś dobrze obecnie uposażonych koterii.
Ale to tylko pierwszy krok, bowiem najważniejsze jest to, aby tak ważna, fundamentalna dziedzina życia państwa i społeczeństwa nie była nam meblowana z zewnątrz, poprzez narzędzia znajdujące się wewnątrz. Trzeba naprawdę naprawić polskie prawo, zaczynając od naprawy procesu stanowienia polskiego prawa. To będzie prawdziwy dowód na to, iż Polska jest rzeczywiście suwerenna.
My, przedsiębiorcy z natury korzystający z prawa[ LEGALNE podmioty] wiemy, że coraz więcej pętli musimy rozwiązywac[ nie za darmo!] , aby nie dac się ” wpuścic w maliny”; np. tzw. rozmów rejestrowanych przez np. operatorów sieci telefonicznych, którzy to wręcz POLUJĄ na nas , wypuszczając na nas niby łagodne szkockie owczarki[ zazwyczaj rodzaju żeńskiego] -Lessie(…) , a potem zamiast radości z obcowaniem z taką ” lessi” , rany zadane [ gdzieś tam w rozmowach po to , aby wykorzystac ich treśc( którą posiada strona od ” lessie”] , po wpuszczeniu się w ” maliny”… Brawo Panie profesorze. Prosimy o więcej, więcej i wiecej…Na media [ na razie] nie ma co liczyc, wszak obaj wiemy, że są po stronie ” z zewnątrz sił” majacych wpływ na taką ” jakośc zapisów ” prawa(!)
Dzięki, będę się starał „wołać na puszczy”.
Sprzedawczyków,targowiczan zawsze u nas był i jest dostatek.
Niestety.
Objawiają się obecnie z całą siłą.
Święta prawda. Kto ma styczność z tym „prawem” na sali rozpraw, ten wie jakie są efekty tych parlamentarnych wypocin. Cierpimy wszyscy.
Jako adwokat potwierdzam.
A sędziowie dokładają do tego swoje wyczyny i dlatego mamy w Polsce taki bardak.
Ma Pan słuszność – wydawcy żyją z tego, że ciągle nowelizowane prawo udostępniają za grube pieniądze. To potężne interesy i potężny rynek.
Wielki rynek, wielkie pieniądze, wielkie interesy to i wielkie zainteresowanie nieustanną zmianą.
Zwróciłbym uwagę na to, że dzięki polskim sądom mamy tak naprawdę w naszym kraju prawo dzielnicowe. W każdej apelacji, ba, w każdym okręgu sądowym, nasi dzielni sędziowie po swojemu interpretują i stosują przepisy prawa i w ten sposób powstają rozbieżności. A nasi superspece z Sądu Najwyższego żyrują ten stan rzeczy, bo w zależności od składu rozpoznającego kasację, zapadają różne wyroki w takich samych sprawach. Takiego bałaganu nie było nawet w okresie Średniowiecza, ale wtedy nikt nie uzurpował sobie prawa do uchwalania ustaw powszechnie obowiązujących. Kompletna paranoja.
To jest rzeczywiście duży problem.
Yellow is a happy color they say. Queen Elizabeth the second had a good dress on. Love it. Can't find nice dresses like that anH..reomyave a good week.Nancy
No właśnie, dla przykładu – pan prof. ZN jest sędzia NSA i orzeka. Jako pracownik naukowy SGH wykłada i jest ekspertem rządowym i parlamentarnym do zmian prawa w obszarze, w którym orzeka. Udziela się na rozlicznych szkoleniach organizowanych przez rady adwokackie i radcowskie. Na tych szkoleniach nie ukrywa, że działa jako doradca w takim kierunku, aby sądy administracyjne miały jak najmniej roboty. Za te szkolenia inkasuje olbrzymie pieniądze. No i jeszcze do tego jest – a jakże – autorem komentarza do ustawy, przy uchwalaniu której doradzał. Oczywiście za kolejne grube pieniądze. O innych rzeczach nie ma co pisać, bo ich nie widać tak wyraźnie.
Wyjątek ? Nieeeeee !!!!! Reguła. Przyjrzyjcie się tym koryfeuszom prawa, tytanom pracy z Sądu Najwyższego, NSA czy Trybunału Konstytucyjnego jak tyrają w sądach, jak tyrają na salach wykładowych, jak tyrają w zespołach eksperckich, jak tyrają na szkoleniach, jak tyrają pisząc kolejne wydania komentarzy do swoich wyroków i ….. jak narzekają nad trudnym losem sędziego, a zwłaszcza finansowym niedocenieniem. Biedactwa.
Mam wrażenie że wiem o kogo chodzi i że niestety nie jest to wyjątek. To smutna reguła, a jej skutki odczuwamy wszyscy. Traci na tym Polska i Polacy.
Ten akurat jest słynny, a jego wyczyny w ustawodawstwie i orzecznictwie (no i oczywiście w komentatorstwie) w zakresie przepisów o planowaniu przestrzennym przejdą do historii. Tyle że to nie jedyny taki gość. Jest ich sporo.