Jak zbudować nowe EWG ?
Tekst „Żegnaj Unio… Zbudujmy nowe EWG” i towarzyszący mu mój wywiad dla „Frondy” („Opatrzność daje nam wielką historyczną szansę”), spotkały się z zaskakująco dużą reakcją. Pomijając oczywiście głosy zawodowych malkontentów, wielu spośród komentujących ten tekst w różnej formie czytelników, dawało wyraz fatalistycznemu widzeniu polskich szans na cokolwiek. A to, jesteśmy zbyt słabi, a to Niemcy zbyt mocni, a to Rosjanie nie śpią, a to Czesi nam nie ufają… Generalnie „po prostu się nie da”.
Takie myślenie, mające jako całe zaplecze intelektualne głoszenie iż, „niech już będzie tak jak jest” i „jakoś to będzie”, tkwi niestety głęboko w naszym charakterze. Tylko takim geniuszom jak Sobieski czy Piłsudski, a ostatnio Wyszyński i Wojtyła udawało się wyrywać nas z takiego defensywnego myślenia i porywać do wielkich czynów.
Chciałbym wszakże, kontynuując rozpoczęty temat, pokazać kilka ścieżek które osadzają zaproponowaną przez mnie koncepcję w twardych realiach. Najpierw pewien historyczny wstęp.
Inicjatywa Środkowoeuropejska
Od razu się przyznaję, że nie jestem wcale twórcą myślenia o podmiotowości Europy Środkowo – Wschodniej w kategoriach podmiotowych. Już Jagiellonowie tak budowali pozycję Polski w XV i XVI wieku. Po nich zorganizowanie tego obszaru stało się podstawą potęgi Habsburgów na przeciąg ponad trzech stuleci. Dlatego też Niemcy w koncepcji Mitteleuropy widzieli fundament swojej imperialnej pozycji już u progu XX wieku, a na przełomie XXI wieku zrealizowali w znacznym stopniu ten ideał. Dlatego też zajęcie tego obszaru było naczelnym wektorem polityki Stalina w czasie II wojny światowej i dało Związkowi Sowieckiemu pozycję supermocarstwa.
Jeśli zatem ktoś chce umniejszać rolę Europy Środkowej i jej znaczenia, ten jest po prostu krystalicznym wzorem ignoranta.
U schyłku lat 90-tych XX wieku, w obliczu nadchodzących zmian w Europie, włoska chadecja nauczona tymi właśnie doświadczeniami, stając w obliczu nieuchronnie rosnących w siłę Niemiec, podjęła próbę organizacji tego obszaru. Już pod koniec 1989 roku Włochy wraz z Jugosławią, Austrią i Węgrami zawiązały współpracę w celu integrowania Europy Środkowej. Szybko czwórka stała się piątką (po przystąpieniu Czechosłowacji), a następnie szóstką (po przystąpieniu Polski) – Pentagonale, Heksagonale. W efekcie kolejnych poszerzeń, w marcu 1992 roku grupa stała się Inicjatywą Środkowo – Europejską. Grupa rozwijała się niezwykle dynamicznie i w krótkim czasie uruchomiła prawie 120 projektów w obszarze, transportu, energii, ochrony środowiska, kultury czy nauki. I nagle się rozpadła. Co się takiego stało? Formalnie przyczyną był narastający proces rozpadu Jugosławii (po drodze rozpad Czechosłowacji), ale w istocie rzeczy niszczycielem Inicjatywy okazał się kanclerz Kohl i jego CDU. Uderzenie poszło w dwu kierunkach. W pierwszym rzędzie aspirującej do członkostwa jeszcze w EWG Austrii postawiono ultimatum, iż nie uzyska ona tego statusu jeżeli nie sparaliżuje inicjatywy. Po drugie niemieckie BND sprokurowało we Włoszech tzw „akcję czystych rąk”, która pod pozorem walki z korupcją, nie tylko zniszczyła główny intelektualny motor Inicjatywy – włoską chadecję, ale w ogóle pogrążyła Włochy na kolejne 30 lat jako poważnego członka EWG, a później Unii. Bez Austrii i Włoch Inicjatywa nie miała szans przetrwania i próba zorganizowania Europy Środkowo – Wschodniej poza Niemcami, została unicestwiona.
Kluczowe znaczenie relacji V 4 z Niemcami
Kiedy Niemcy rozbijali Inicjatywę Środkowoeuropejską mieli już opracowaną koncepcję budowy pozycji imperialnej w oparciu o zmodyfikowaną wersję Mitteleuropy. Jednym z jej głównych współtwórców był obecny prezydent Niemiec F. W. Steinmeier, który w swojej głośnej książce wykazał, iż głównym narzędziem owej drogi na szczyt, musi być zapewnienie Niemcom w sposób trwały nieograniczonego dostępu do taniej siły roboczej. Takim rezerwuarem taniej siły roboczej dla Niemiec nie są wcale masy imigrantów z Azji czy Afryki, ale właśnie kraje środkowej Europy. Ideą było więc nie tyle ściąganie mieszkańców tych krajów do Niemiec, ile zainstalowanie w tych krajach niemieckiego przemysłu i przeniesienie tam tej części produkcji, która pochłania najwięcej kosztów osobowych. Efekty tej produkcji, uzyskiwanej za stawki 4 – 5 razu niższe niż w wykonaniu niemieckiego robotnika, sprowadzane mają być do finalnych producentów, pozwalając im uzyskiwać olbrzymią przewagę konkurencyjną. Jeśli dodamy do tego, że ściąganie tych pół- czy całych produktów (i oklejanie ich niemieckimi metkami) odbywa się przy niemal zerowych kosztach transportu (w porównaniu z tymi, którzy przywożą swoje produkty z odległych końców świata, to nawet wybryki ekologów, którzy doprowadzili do znaczących wzrostów kosztów energii udało się w ten sposób zamortyzować. Tym bardziej, że owe ekologiczne (a teraz klimatyczne) szaleństwa udało się narzucić innym, więc przewagi niemieckie wynikające ze skolonizowania Europy środkowej dają im ową wyjątkową przewagę konkurencyjną nie tylko w Europie.
To dzięki temu manewrowi, Niemcy uzyskały olbrzymie nadwyżki handlowe na przełomie XX i XXI wieku (regularnie w granicach 200 – 250 mld. USD rocznie), co przełożyło się na całkowite zdominowanie strefy Euro. Właśnie dzięki uzyskanym w ten sposób przewagom, Niemcy mogły tak ukształtować kurs Euro oraz warunki funkcjonowania Eurozony, że służą one właściwie wyłącznie niemieckiemu interesowi, a pogrążają już nie tylko kraje tzw. PIGS (Portugalia, Włochy, Grecja, Hiszpania), ale także Francję, a za chwilę kolejnych jej członków.
Tym wszystkim którzy głoszą zatem tezy, iż to Polska (i kraje V4) zależą od Niemiec jeszcze raz trzeba uświadomić podstawowe fakty. Niemcy importują z krajów V4 towary za ok. 150 mld Euro (1/3 przypada na Polskę), co stanowi prawie 15% ich całego importu. Do naszych krajów eksportują za ok. 130 mld. Euro (to jest ok. 13 % ich eksportu). Jesteśmy największym partnerem handlowym Niemiec, a z uwagi na wskazany charakter importu z naszych krajów, warunkujemy efektywność około połowy pozostałego niemieckiego eksportu.
Tak – to prawda – Niemcy bez krajów V4 nie są w stanie utrzymać swojej obecnej pozycji i to nasza postawa i nasze – jeśli będą solidarne – działania, warunkują ich rolę nie tylko w Unii Europejskiej, ale w ogóle w świecie.
Jeśli wszakże wskazane wolumeny poszerzymy o pozostałe kraje Międzymorza (kraje bałtyckie, Rumunia, Bułgaria, Chorwacja) zobaczymy iż w istocie całość tej przestrzeni jeszcze bardziej wpływa na sytuację Niemiec (łącznie w obu parametrach to będzie 1/4 eksportu i importu niemieckiego).
To więc Niemcy nie mogą istnieć jako potęga bez Europy Środkowej, natomiast Europa Środkowa jest w stanie egzystować bez Niemiec.
Polscy malkontenci, upajający się naszą słabością czy wręcz zależnością od Niemiec, głoszący iż bez nich nie możemy funkcjonować, są więc najgorszym sortem narodowego zaprzaństwa.
Nie traćmy czasu
Czy przystąpienie do tworzenia nowej EWG na bazie V4 oznacza, że to my niszczymy Unię? To nieprawda. Przede wszystkim dlatego, że – jak to już opisałem w poprzednim tekście – Unia niszczy sama siebie. Nie musimy nic robić, aby się rozpadła. Cokolwiek byśmy chcieli zrobić pozytywnego jako Polska i tak nie będzie miało znaczenia. Nikt nas nie będzie słuchał, a problemy które sprokurowali pożal się Boże liderzy tej formacji i wiodących krajów, są nie do rozwiązania.
Pamiętać musimy, że nawet zacieśnianie naszej współpracy w ramach Międzymorza i V4 w niczym nie narusza reguł funkcjonowania Unii. Więcej nawet – wielokrotnie słyszeliśmy od Merkel czy Macrona, że „Europa dwóch prędkości” jest jak najbardziej w zgodzie z unijnym duchem integracji. Skoro tak, to tym bardziej nasza integracja środkowoeuropejska nie może być uznana za sprzeczną z owych „duchem”.
Co szczególnie istotne, zarówno V4 jak i różne postacie Międzymorza istnieją już nawet w postaci mniej lub bardziej zorganizowanych struktur. Nie więc nie trzeba budować od podstaw, wystarczy nadać im nowego impulsu i nowych horyzontów. Spróbujmy wymienić kilka obszarów, które z pewnością posunęłyby tę integrację bardzo szybko.
Europejski Fundusz Stabilizacji i Rozwoju
Naważniejszym bodaj zadaniem dla krajów tego regionu, jest stworzenie mechanizmu który uodporni je na ewentualne wstrząsy ich narodowych walut oraz szerzej, rynków finansowych, na których oferowane są ich papiery skarbowe. Nie ulega wątpliwości, że wrogowie tej integracji nie powstrzymają się od takich prób, bowiem destabilizacja tego obszaru najszybciej może sparaliżować takie integracyjne działania.
Dlatego nakazem chwili jest stworzenie Central European Stability and Development Fund, który połączyłby wysiłki rządów i banków centralnych tego obszaru, dla obrony przed takimi atakami. Nie ulega wątpliwości, że taki Fundusz uzyskałby istotne wsparcie nie tylko ze strony Banku Światowego i Międzynarodowego Funduszu Walutowego, ale również od rządu USA. Istnienie takiego mechanizmu leży bowiem w szerszym interesie rynków finansowych, a wiadomo że te – w oczekującej nas sytuacji – wcale nie musza spoglądać przychylnym okiem na niemieckie próby destabilizacji finansowej tego obszaru.
Równocześnie instytucja taka, mogłaby odegrać znaczącą rolę we wspieraniu wspólnych przedsięwzięć rozwojowych w obszarze Międzymorza. Doświadczenie minionych dziesięcioleci z istnieniem tego typu rozwiązań są na tyle żywe, że szersze tego uzasadnianie nie jest potrzebne.
Integracja energetyczna
Integracja potencjałów energetycznych regionu, jest kolejnym wyzwaniem, ale i głęboką potrzebą regionu. Właściwie bowiem wszyscy jego członkowie, muszą paść ofiarą klimatycznych szaleństw Macrona, Merkel i spółki. Szaleństw, których jedynym celem jest przecież zagwarantowanie przewagi przemysłowi obu tych państw w obliczu upadku szans na utrzymanie niewolniczego statusu pracowników Europy środkowej. Skoro tu cena siły roboczej zaczęła szybko rosnąć, to jedyną szansą na utrzymanie przewagi konkurencyjnej jest manipulacja cenami energii. Dobrze skalkulowana spycha nas i cały region znowu w całkowitą zależność od Niemiec.
Nasz wspólny potencjał energetyczny w wielu obszarach sytuuje nas jednak na europejskich szczytach. Połączone siły ORLEN-u, LOTOS-u i MOL-a, tworzą nie tylko jedną z największych firma paliwowych w Europie, ale również podmiot zdolny do realnej konkurencji ze wszystkimi graczami na kontynencie (i nie tylko). Podobnie skupiona wokół PGNiG grupa gazowa, odgrywałaby wiodącą rolę w Europie. Możemy stworzyć wspólne kompanie energetyczne, wspólnych dystrybutorów prądu w regionie z korzyścią dla wszyskich państw. Miksy energetyczne w tym obszarze, zbudują naszą przewagę konkurencyjną właściwie we wszystkich obszarach.
Integracja Komunikacyjna
Trwają już prace przy realizacji wspólnych projektów drogowych w naszym regionie. Rozpoczynają się prace na wspólną realizacją projektów tras kolei szybkich prędkości. Warto byłoby dołączyć tu obszar wspólnych działań w obszarze żeglugi śródlądowej. Wreszcie fundamentalna jest rola dla upodmiotowienia regionu w obszarze komunikacji lotniczej, czego kluczowym elementem jest realizacji Centralnego Portu Komunikacyjnego. W tym kontekście, wobec obiektywnej słabości innych operatorów regionie, to właśnie LOT winien być przewoźnikiem, który wesprze rozwój tego obszaru integracji. W tym kontekście szczęśliwym wydarzeniem jest upadek inwestycji w CONDOR-a, bowiem obecnie byłaby to ciężka kula u nogi naszych linii lotniczych.
Integracja kompleksów chemicznych
Zarówno Polska jak i prawie każdy kraj naszego regionu, zachował elementy przemysłu chemicznego. I w tym obszarze winniśmy wykorzystać możliwości synergii ich wspólnego funkcjonowania. Przy założeniu wspólnego ułożenia rynku energetycznego, możemy stać się światowym potentatem w tym kompleksie, który daje jedne z największych korzyści gospodarczych.
Integracja sektorów bankowych i ubezpieczeniowych
Wreszcie w ślad za stworzeniem instytucjonalnych gwarancji stabilizacji finansowej poprzez wspomniany Fundusz, konieczne jest również skoordynowanie wysiłków regionu w odzyskaniu narodowej podmiotowości sektorów finansowych. Wspólne działania w tym zakresie muszą być odejmowane przede wszystkim przez polskie banki, bowiem dzięki polityce z ostatnich lat, udało nam się odbić znaczną część tego rynku z rąk obcych inwestorów. Osiągnięty przez nas poziom czyni nas wyjątkowy obszar w całym regionie, dlatego też to w oparciu o nasze działania, należałoby kontynuować ten proces i w Polsce i w innych krajach Międzymorza.
To się da zrobić !
Starałem się ukazać kilka obszarów, w których nawet w warunkach obecnie istniejących, a może zwłaszcza teraz, gdy wszyscy przechodzą przez wielki czas próby, możemy otworzyć przed Polską i naszym regionem historyczne perspektywy. Tylko od naszej mądrości, od naszej zdolności do wyrwania się z dyktatu niemocy i niewiary we własne możliwości zależy, czy zdołamy się ruszyć z miejsca, czy pogrążymy się ze zgnuśniałą i zdegenerowaną społecznie Europą zachodnią, w maraźmie, niemocy i dekadencji. To naprawdę da się zrobić !
Oba teksty, ten i Żegnaj Unio, w dziesiątkę ujmują istotę problemu. Oby tylko rzeczywiście politykom starczyło odwagi nawet nie tyle do działania, ile bardziej nieschematycznego myślenia. Dobra inspiracja panie Grzegorzu.
Dziękuję za dobre słowo 🙂 i też mam nadzieję na tę odwagę.
EWG była dobrym pomysłem na lata „zimnej wojny”. Ale teraz to raczej pomysł podobny do reaktywowania Związku Hanzeatyckiego. Nie ten czas, nie te wyzwania.
EWG była i jest optymalnym pomysłem tym bardziej, że obecny skład Unii jest o wiele bardziej zróżnicowany niż ówczesny EWG. Skoro w ramach EWG, przy mniejszym zróżnicowaniu, nie było im łatwo, to tylko ktoś naiwny mógłby sądzić że uda się urawniłowka skrojona przez lewaków, na znacznie bardziej zróżnicowanym organizmie. Jeśli sądzi Pan, że przymuszanie poszczególnych krajów do przyjmowania narzucanych szaleństw jest „tym czasem i tym wyzwaniem”, to stawiam wszystkie pieniądze na to, że właśnie ten model zrujnuje definitywnie Unię.
Włosi w końcu przerobili na sobie aż do bólu solidarność w wydaniu niemieckim. Wygląda na to, że jednak mają już dosyć.
Teraz okazało się, że Covid przybył do Włoch jednak z Niemiec, ściślej z Monachium. To na pewno przyczyni się bardzo do pogłębienia zaufania Włochów do Niemców.
Rzeczywiście, przekonujący wywód o potencjale V4 względem Niemiec. To rzeczywiście zabawne to przekonywanie, że to my zależymy od fryców. A oni to już nie – śmiechu warte.
Jasne, będę jeszcze wracał do tematu.
Dobrze że przypomniał Pan koncepcję Inicjatywy Środkowoeuropejskiej. Mało kto o niej pamięta, a to przecież była bardzo efektywna forma współpracy. Prawda – dla Niemiec i Rosji nie do zaakceptowania, stąd stawali na głowie aby ją rozbić. Niemcy okazali się wtedy bardzo skuteczni, ale trzeba pamiętać, że pomogli im wtedy Amerykanie.
NIestety, wtedy dla Amerykanów (schyłek Busha seniora i początki Clintona) partnerem był Kohl. Słuchali Kohla, a ten cynicznie to wykorzystał. Dzisiaj sytuacja jest jednak radykalnie inna. Do Merkel w Stanach już nawet demokraci nie mają zaufania, i zdają sobie sprawę z tego jak ważne jest dla ich pozycji w Europie Międzymorze.
Bez tej Mitteleuropy niemiecka machina jest tylko rozklekotanym, starym dislem. Takim bez katalizatora. Ale dlatego nie odpuszczą nam.
Zgadzam się – nie odpuszczą nam. Tylko ludzie naiwni mogą wierzyć w to, że – wbrew naukom historii – będzie inaczej.
Ten scenariusz, po dzisiejszym wyroku niemieckiego sądu konstytucyjnego wydaje się być bliski spełnienia. Jeszcze raz uznanie Profesorze, za tak trafne predykcji.
Tak się wydaje. Dziękuję za dobre słowo.
Potencjał Międzymorza jest rzeczywiście olbrzymi. Tylko czy zmysł współpracy jest porównywalny. Czy tradycyjne sprzeczności nie zrujnują wspólnej perspektywy?
To jak będzie wyglądać kooperacja Międzymorza, w znacznym stopniu zależeć też będzie od naszej inicjatywy.