Zrozumienie fundamentalnych powodów, dla których podniosłem w poprzednim tekście konieczność uchwalenia nowej Konstytucji, wymaga wyjaśnienia trzech kwestii. Po pierwsze jest to problem jej legitymizacji, a więc w uproszczeniu charakteru mandatu społecznego, który stanowi podstawę jej obowiązywania. Po drugie, choć ściśle związane z pierwszym zagadnieniem, jest to problem trybu jej uchwalenia. Po trzecie zaś, jest to kwestia przejrzystości i efektywności rozwiązań ustrojowych w niej zawartych. W niniejszym tekście zajmę się dwoma pierwszym zagadnieniami, trzeciemu poświęcę kolejny tekst.
Zacząć należy od przypomnienia, iż obowiązującą Konstytucję uchwalił parlament wyłoniony w wyborach w 1993 roku. Nie był to zwykły parlament. W tamtych wyborach po raz pierwszy obowiązywała ordynacja wyborcza do Sejmu z progami wyborczymi (5% dla partii politycznych i 8 % dla koalicji), czego efektem stało się wyeliminowanie z Sejmu ugrupowań, które uzyskały łącznie w wyborach w granicach 35 %. Tak się złożyło, że do Sejmu nie weszły wtedy ugrupowania rozproszonej centroprawicy (poza KPN i wałęsowskim BBWR). W podziale mandatów sytuacja ta spowodowała radykalną nadreprezentację ugrupowań lewicowych, które do Sejmu weszły. SLD uzyskało 20,4 % głosów, ale mandatów otrzymało 37%, PSL przy 15,4% głosów mandatów uzyskał 28,7% mandatów, UD 10,7% głosów 16,1% mandatów i UP przy 7,3% głosów 8,9% mandatów.
Jakkolwiek zatem zwycięskie ugrupowanie uzyskało ledwie piątą część oddanych głosów, w rzeczywistości sejmowej uzyskało wraz z PSL miażdżącą przewagę.
Problem uchwalenia Konstytucji pojawił się naturalnie na początku kadencji, jako kontynuacja zagadnienia nie rozwiązanego przez poprzednie lata. Na czoło promotorów szybkiego uchwalenia Konstytucji wysunął się A. Kwaśniewski, który wokół tego problemu zaczął budować swoją kampanię prezydencką. Kiedy jednak w 1995 roku Kwaśniewski cel osiągnął, prace w parlamencie zamarły. Ożywienie nastąpiło latem 1996 roku, kiedy na dobre rozwinęła się inicjatywy promowana przez „Solidarność”, przygotowania Obywatelskiego Projektu Konstytucji. Możliwość zgłoszenia takiego projektu przewidywały ówczesne regulacje, więc „Solidarność” wraz z szerokim zapleczem politycznym podjęła wysiłek przygotowania obywatelskiej konstytucji, a następnie zgłoszenia jej, po uzyskaniu ponad 2 milionów podpisów popierających ją obywateli.
Złożenie tego projektu całkowicie zmieniło sytuację. Lewicowa większość sejmowa (SLD-PSL-UP), przerażona koniecznością uwzględnienia złożonego w parlamencie projektu, jak również czując perspektywę odwrócenia sytuacji politycznej w kolejnym Sejmie (po wyborach w 1997 roku), podjęła decyzję o radykalnym przyśpieszeniu prac nad konstytucją. Do tego liderzy lewicy przekonali przywódców ówczesnej Unii Wolności (powstała w międzyczasie z połączenia Unii Demokratycznej i Kongresu Liberalno – Demokratycznego, czyli z grubsza mówimy tu o poprzedniczce PO) aby dołączyli do koalicji konstytucyjnej. UW zaproszenie podjęła i prace ruszyły z kopyta. Przygotowano projekt oparty na wyraźnie lewicowej aksjologii, czego najlepszym wyrazem był spór i ostateczny kształt Preambuły, pozbawionej w efekcie klarownego Invocatio Dei oraz zamazującej suwerena Rzeczypospolitej (wprowadzono nieznaną kategorię – Naród – wszyscy obywatele. Jednocześnie robiono wszystko, aby nie dopuścić do dyskusji propozycji zawartych w projekcie obywatelskim.
Wiosną 1997 roku w obozie koalicji wybuchła panika. Według badań przeprowadzonych przez ówczesny OBOP okazało się, że gdyby Polacy mieli w referendum do wyboru projekt parlamentarny konstytucji i projekt obywatelski, większość wybrałaby ten drugi, choć ówczesne media mainstreamowe dudniły tylko o pracach sejmowych. W reakcji rządowy CBOS szybko przeprowadził swoje badanie, gdzie pytano czy obywatele zaakceptują projekt parlamentarny w referendum. Zgodnie z logiką sondażową, duża większość opowiedziała się za i na tej podstawie obóz władzy postanowił przeprowadzić jak najszybciej referendum konstytucyjne.
Pojawił się jednak problem prawny, bowiem ustawa o referendum wymagała dla rozstrzygającego jego charakteru frekwencji ponad połowy obywateli. Tymczasem w ustawie o trybie uchwalenia konstytucji, w odniesieniu do referendum tego wymogu nie zamieszczono. Czy zatem w przypadku braku owych 50 % frekwencji referendum konstytucyjne byłoby ważne, bez czego nie można było ostatecznie wprowadzić w życie Konstytucji ? Oczywiście dyżurne autorytety konstytucyjne, zaangażowane w prace parlamentarne orzekły, że frekwencja dla ważności referendum nie jest ważna. W obozie konstytucyjnym dominowało przekonanie, iż bez względu na frekwencję przytłaczająca większość głosujących powie tak. Podobne było zresztą przekonanie lidera formującego się AWS M. Krzaklewskiego, który nie uczynił nic, aby walczyć przeciw akceptacji wrogiego dokumentu. Jedynie środowiska skupione wokół Radia Maryja oraz ówczesnego Ruchu Odbudowy Polski z Janem Olszewskim, zaangażowały się z całą mocą w referendalną walkę.
Wynik referendum zaszokował obóz władzy. Udział w nim wzięło niecałe 43% uprawnionych. Za zagłosowało jedynie niespełna 53% uprawnionych. Oznaczało to, iż projekt parlamentarny poparło jedynie niespełna 23% uprawnionych do głosowania Polaków. Było to nawet mniej, niż zagłosowało w 1993 roku na partie stojące za tą konstytucją.
Przypomnijmy, jej autorami były Sojusz Lewicy Demokratycznej, Polskie Stronnictwo Ludowe, Unia Pracy i Unia Wolności (poprzedniczka Platformy Obywatelskiej). Nic dziwnego, że to te partie do dzisiaj stoją na gruncie „poszanowania Konstytucji i jej wartości”. Nie są to jednak wartości podzielane przez zdecydowaną większość społeczeństwa polskiego także już wtedy, gdy dokument ten był uchwalany.
Zaryzykowałbym wręcz twierdzenie, że paradoksalnie większe było zapewne realne poparcie społeczne dla konstytucji uchwalonej w 1952 roku przez stalinowski Sejm, niż dla obecnie obowiązującej ustawy zasadniczej III RP. Trzeba nie tylko o tym pamiętać, pamiętać że przyjęto ją przy pomocy legislacyjnych trików, ale także wyciągnąć z tego wnioski.
Panie profesorze, droga właściwa nic tylko posłużę się staropolskim …” Allleluja i do przodu” Jestem za!!!
Rzeczywiście, warto przypominać te rzeczy, bo przecież normalny człowiek tego nie pamięta. Dzięki Panie Profesorze za przypomnienie atmosfery tamtych lat i tej gogantycznej manipulacji konstytucyjnej.
CBOS zawsze dyspozycyjny. To wtedy też tak byłomiałem dwa lat, więc można powiedzieć, że całe moje życie pod znakiem manipulacji CBOS.
No cóż, ja żyję dłużej i pamiętam, że ta instytucja „służy władzy” od momentu swojego powstania, a więc od połowy lat 80-tych chyba.
Czyli nic się nie zmienia. Wtedy przemieli 2 miliony podpisów, teraz robią to samo. I ci sami. Cóż, biję się w piersi. Swoje. Parę razy na PO głosowałem, bo to było modne. Wreszcie ogarnąłem o co im chodzi, ale szkoda że tak późno. Wreszcie teraz dostaną kopa.
” Młodziaku”…, nie wstydź się , a co ja mam powiedziec, przed Kim głowę posypac…; ale odszedłem z PIS-u [przez swego rodzaju małośc personalna naszych] aby w 2011 r zagłosowac na Solidaruchów z P.O. Napiszę więcej- ja Im wierzyłem…
Nie zgodziłbym się z tym, że to lewicowa konstytucja i uchwalona przez lewicę. Ani SLD, ani UP, ani PSL, ani tym bardziej UD-UW-PO, to nigdy nie były partie lewicowe. Zawsze tylko grały pod część lewicowego elektoratu, głównie zajmując się męskimi i damskim kroczami. Ani w nich na jotę prawdziwego patriotyzmu na miarę PPS, ani społecznej wrażliwości. Jeszcze do tego zajmują się poza swoimi kroczami tylko kościołem. Żałosna ta lewica, żałosne te podrygi platformy, nic jej to nie da.
Dzięki profesorze za przypomnienie tego szubrawstwa sprzed lat. Teraz już rozumiem, czemu platfusom tak pasuje ta konstytucja.
No właśnie. Pisałem o ogólnie w komentarzu do poprzedniego tekstu. Dzieki że Pan to rozłożył na drobne. Wtedy Krzaklewski położył sprawę. Nic dziwnego że wylądowal w PO.
PiS i Kukiz powinni stworzyć wspólny front konstytucjny. I walczyć o nową konstytucję tak, żeby zamknąć różne lewackie kombinacje. To jedyna droga by zamknąć in możliwości forsowania tego całego sodomickiego nieładu.
Też tak uważam.
Ciekawy wątek z tymi badaniami OBOP. Kiedy dali pytanym wybór, to ludzie wiedzieli jak odróżnić ziarno od plewy. Dlatego w mentalności postkomuszo-platformerskiej zawsze jest wybór jak w ruskiej stołówce : jedno danie i możesz albo zjeść albo nie zjeść. No to co w takiej sytuacji „wybiera” utrudzony obywatel. Woli zjeść g…o niż głodować.
Byłem wyborcą PO bo tak wypadało, bo reszta to był obciach. Nie zastanawiałem się nad tymi sprawami, chociaż wtedy gdy była uchwalana konstytucja kończyłem studia. Jakoś mi to latało. Teraz już dostrzegam te zależności i cieszę się, że przyłożyłem swoimi krzyżykami na kartce, do wysadzenia gajowego z leśniczówki. Mam nadzieję że Kukiz i PiS wreszcie zbudują jakieś normalne fundamenty Rzeczypospolitej.
I Krzaklewski i AWS w 1997 roku rzeczywiście nie ruszyli palcem, żeby walczyć o projekt obywatelski i odrzucić w referendum lewicową konstytucję. Krzaklewski de facto wszedł wtedy w układ z ówczesnym mainstreamem. Po prostu przeszedł na drugą stronę, co po wyborach 1997 roku tylko potwierdził. A była taka szansa.
Trudno będzie przekonać do tych faktów urobione medialnie społeczeństwo. Kolejna rzesza to oportuniści oraz ludzie starej nomenklatury. Jednak dobrze , że są tacy, którym nie brakuje samozaparcia. Jestem za. Jeśli mogę być przydatnym, to jestem gotów służyć pomocą dla naszej Ojczyzny.