Z rozważań w poprzednich tekstach wynika, iż Polska w ciągu najbliższych lat może stanąć wobec poważnych wyzwań zewnętrznych. Błędy dotychczasowej polityki zagranicznej, bagatelizowanie oczywistych zagrożeń, osłabianie własnego potencjału obronnego, bezrefleksyjne zaufanie w lojalność naszych sojuszników (?), to wszystko spowodowało, że gwałtownie zmieniająca się na naszą niekorzyść sytuacja międzynarodowa w najbliższym sąsiedztwie, skutkuje zwiększeniem zagrożenia naszego niepodległego bytu. Musimy być przygotowani na to, że nawet najlepiej prowadzona dyplomacja, może nie stawić czoła owym zagrożeniom. Czy w takiej sytuacji możemy liczyć na to, że zdołamy w minimalnym choćby zakresie stawić czoła naszym przeciwnikom ?
Oprócz rozbudowy własnego potencjału obronnego i wzmocnienia więzi z wiarygodnymi sojusznikami, potrzebny jest również klarowny system kierowania armią, a właściwie całym wysiłkiem obronnym państwa, tak w sytuacji zagrożenia wojennego jak i, zwłaszcza w trakcie trwania działań wojennych. Czy taki system Polska posiada w tej chwili ? Niestety, trzeba z całą odpowiedzialnością stwierdzić że nie. Obecnie odpowiedzialność za kierowanie wysiłkiem obronnym państwa i kierowanie armią, jest rozłożona przynajmniej na pięć ośrodków. Nie ulega wątpliwości, iż jest to system dla polskiej armii zabójczy.
Podstawową odpowiedzialność za kierowanie wysiłkiem obronnym państwa ponosi dziś minister obrony narodowej, który w ramach rady ministrów kieruje całokształtem działalności sił zbrojnych. Bezpośrednie dowodzenie siłami zbrojnymi podzielone zostało na dwa ośrodki – dowódcę generalnego sił zbrojnych, który dowodzi armią w okresie pokoju oraz dowódcę operacyjnego sił zbrojnych, który ma dowodzić armią na wypadek działań wojennych. Do tego mamy jeszcze Szefa Sztabu Generalnego, który również odpowiada za przygotowywanie sił zbrojnych do wysiłku wojennego. Nie należy w końcu zapominać o Prezydencie Rzeczypospolitej jako zwierzchniku Sił Zbrojnych oraz jego Biurze Bezpieczeństwa Narodowego, gdzie kształtowana jest także polityka obronna państwa.
Obecny kształt struktury dowodzenia wysiłkiem obronnym państwa jest owocem pomysłów powstałych w otoczeniu B. Komorowskiego, już w reakcji na zagrożenia z wynikające z rozwoju sytuacji na Ukrainie. Niestety wypracowana koncepcja jest tragicznym nieporozumieniem. Rozproszenie kompetencji i odpowiedzialności i brak przejrzystego rozłożenia zadań, to najgorsze z możliwych rozwiązań. Podstawowy pomysł, polegający na rozdzieleniu dowództwa armii oraz rozdzieleniu faz dowodzenia na okres pokojowy i okres wojenny z wykreowaniem dwóch dowódców, jest skrajnie złym rozwiązaniem. W okresie rosnącego zagrożenia, nie ma już istotnych różnic pomiędzy zadaniami armii w okresie pokojowym i w okresie wojennym. Przeciwnie, cały wysiłek organizacyjny, planistyczny i szkoleniowy w okresie pokojowym, musi być podporządkowany potencjalnemu zagrożeniu.
Nie trzeba dodawać, że potrzeba jednolitego dowodzenia siłami zbrojnymi, nie pojawia się po raz pierwszy w polskiej historii. Była wielkim problemem Rzeczypospolitej w okresie, kiedy wojskami dowodzili hetmani i realizowali rozbieżne cele i przedsięwzięcia. Był to wielki problem w okresie obu wielkich zrywów narodowych – w czasie powstania listopadowego oraz powstania styczniowego. Wreszcie po 1921 roku był to problem najwyższej wagi i stał się on jedną z głównych przyczyn zamachu majowego.
Przypomnieć należy, że w 1926 roku wprowadzony został z inicjatywy marsz. Józefa Piłsudskiego nowy model organizacji dowodzenia armią polską. Na czele wojska stał Generalny Inspektor Sił Zbrojnych, który w momencie wybuchu wojny stawał się automatycznie Naczelnym Wodzem. Generalny Inspektor pracował z Inspektorami Armii, którzy przygotowywali się do dowodzenia związkami operacyjnymi w okresie wojny oraz ze Sztabem Głównym, który koordynował całość wysiłku obronnego państwa. Minister Spraw Wojskowych zobowiązany był do wykonywania żądań i wniosków wojska, związanych z przygotowaniem obronnym państwa. Ministrowie Komunikacji oraz Poczt i Telegrafów, a także w zakresie funkcjonowania przemysłu obronnego Minister Przemysłu i Handlu, byli zobowiązani do wykonywania oczekiwań wojska. Pod adresem pozostałych ministrów Generalny Inspektor oraz Szef Sztabu mogli przedstawiać wiążące postulaty związane z potrzebami wojennymi.
Ten system – niezależnie od ocen kampanii wrześniowej – generalnie zdał egzamin. Koncentracja kompetencji i odpowiedzialności w jednym ośrodku jest z pewnością najlepszym rozwiązaniem także i dzisiaj. Nie stoi ona w sprzeczności z podstawowym założeniem państwa demokratycznego – cywilną kontrolą nad armią. Ten standard, obowiązujący w państwach Sojuszu Atlantyckiego, nie powinien realizować się poprzez rozproszenie funkcji dowodzenia w armii pomiędzy różne ośrodki. Do tego ośrodki te, sparaliżowane są kadencyjnością najważniejszych funkcji, co dodatkowo powoduje komplikacje i uniemożliwia ciągłość działania, tak potrzebną w dzisiejszych warunkach. Oczywiście źle pojęty koncept cywilnej kontroli, może się świetnie realizować w takich warunkach. Armia której dowodzenie jest rozproszone, może być łatwiej kontrolowana przez cywilów. Jednak wiara w to, że może ona dobrze przygotować się do wojny, a później w czasie tej wojny spełnić oczekiwane od niej zadania, jest próżna. Nie ma takiej możliwości.
W warunkach polskich, całkowicie wystarczająca jest kontrola cywilna nad armią, wykonywana przez Zwierzchnika Sił Zbrojnych, a więc Prezydenta Rzeczypospolitej. Prezydent jest wybierany w wyborach powszechnych, po pięciu latach jego mandat podlega demokratycznej kontroli ze strony społeczeństwa. Po maksymalnie dwóch kadencjach, a więc dziesięciu latach, funkcję tę musi objąć nowa osoba. Nie brakuje więc silnego mandatem społecznego zaufania, a jednocześnie (jak pokazały ostatnie wybory) skutecznie nadzorowanego przez to społeczeństwo, ośrodka cywilnej kontroli nad armią. I to wystarczy.
Zadbajmy zatem o to, aby nasza, i tak silnie osłabiona eksperymentami Tuska i Klicha armia, uzyskała jednolite kierownictwo zarówno na czas pokoju jak i na czas wojny. Wszystkie doświadczenia historii pokazują, iż tylko taka armia jest w ogóle zdolna do jakichkolwiek skutecznych działań w czasie wojny. Do tego przeprowadzenie zmian w tym niezbędnym zakresie, kosztuje najmniej, ale jednocześnie przynosi najwięcej oszczędności. Nie ulega bowiem wątpliwości, że przy takim rozproszeniu ośrodków decyzyjnych, zarówno tempo podejmowania najważniejszych rozstrzygnięć, jak i ich cena, są niebezpiecznie wysokie.
Armia polska potrzebuje jednego dowódcy i jest najwyższy czas, aby zrealizować tę potrzebę.
Taka jest potrzeba
Jest, zdecydowanie jest.
Z całym szacunkiem ale jednocześnie Pan porusza kilka obszarów związanych z obronnością państwa. Jeśli jednak mówimy o systemie dowodzenia obecnie wdrażanym, to ma Pan całkowitą rację – takiego potworka trudno gdziekolwiek szukać. Moim zdaniem genezą powstania tego potworka jest manewrowanie od 25 lat pomiędzy polityczną poprawnością a realnymi potrzebami SZ w tym zakresie. To głównie w mojej ocenie wynik tzw casusu SG WP związanego z okresem PRL i stanu wojennego. Jeśli natomiast chodzi o autorstwo, to jego głównym architektem i promotorem od lat jest pan gen Koziej, związany można powiedzieć z wszystkimi głównymi siłami politycznymi w minionym 25 leciu. Bardzo krytycznie zostały kolejne jego odsłony ocenione i słusznie przez pana gen Makarewicza. Złamana została podstawowa zasada obowiązująca w armiach zapisana w następującym ciągu logicznym – szkolisz , dowodzisz, odpowiadasz. Uważam że pierwszym zadaniem nowego rządu powinno być zatrzymania wdrażania tego sytemu i powrotu do takiego który by ww zasadę wypełniał. Tu przykład systemu z II RP jest w mojej ocenie w pełni zasadnym. Jednak system dowodzenia to jedno, innym chyba nie mniej ważnym problemem jest sprawa wydawania pieniędzy na modernizację armii. To co może niepokoić to podporządkowanie działań w tym zakresie „kaprysom” polityków a nie spełnianie konkretnego zapotrzebowania SZ, także w kontekście możliwości i wydolności faktycznie naszego narodowego przemysłu zbrojeniowego. To widać na przykładzie ostatnich manewrów wokół zakupów nowego śmigłowca. To co mnie osobiście martwi to fakt że Polska od 89 roku pomimo skierowanych do nas zaproszeń (myśliwiec, śmigłowiec, czołg, TO itd ) nie weszła w żaden poważny międzynarodowy projekt naukowo badawczy w skali Europy jak i poza nią . To co zrobiliśmy to pozbyliśmy się dwóch największych zakładów Lotniczych w Świdniku i Mielcu. W zakresie konsolidacji i rozwoju polskiego potencjału zbrojeniowego niestety ale moim zdaniem zarówno MON jak i MG nie stanęło na wysokości zadania i zrobiły niewiele aby nie powiedzieć NIC. Jest jeszcze wiele obszarów związanych z obronnością, które w wyniku uległości i wszechobecnej poprawności politycznej osób odpowiedzialnych za nie na przestrzeni lat doprowadzono do niezbyt interesującego stanu. Pozdrawiam
Dziękuję za tak profesjonalne uzupełnienie. Zgoda co do Pańskich uwag w całej rozciągłości.
Ten psychopata Klich na zlecenie Tuska rozmontował polską armię. Mamy 90000 żołnierzy, w tym 30000 szeregowych i 60000 „kadry dowódczej”. To jest „zawodowa armia” w wydaniu PO. Nie ma – niestety – kim dowodzić, a dowódców nie brakuje, jest ich w nadmiarze.
Faktycznie, ich pojęcie o „zawodowej armii” było raczej mgliste i dali tego rozliczne dowody. Niestety, okazali się skuteczni w swoim destrukcyjnym zapale.
Shogun stworzył to rozwiązanie, no bo ono gwarantuje – gdyby nie daj Boże do czegoś doszło – że nasza armia nie zdąży wyjechać z koszar, bo jej „naczelni dowódcy” będą uzgadniać między sobą, którymi bramami mają te koszary opuszczać. Koziej powinien za to stanąć przed Trybunałem Stanu.
Tak to niestety wygląda. Przyjęty model jest skrajnie destrukcyjny.
Dobrze że przywołał Pan doświadczenia przedwojenne. Wprawdzie we wrześniu Rydz – Śmigły nie sprawdził się jako Naczelny Wódz, ale sam system kierowania wojskiem, przejścia na stopę wojenną i wojska i państwa i system mobilizacyjny, były perfekcyjne. Warto z nich korzystać nawet dzisiaj.
Zawsze warto najpierw korzystać z własnych doświadczeń, a dopiero później na siłę naśladować innych.
at the bottom of the page; tell me which reward, or combination of rewards that I mention on the Ubte-Masrers page you feel is worth the help you are providing. Too shy to make a proposal like that, no
Me dull. You smart. That’s just what I neddee.
Ci spece od Klicha i Komorowskiego zrobili z polskiej armii pośmiewisko. Zawodowcy – pasibrzuchy rozpanoszone po administracji wojskowej, pasące się na przetargach na wszystko, niszczyli tych nielicznych, którzy powąchali prochu w Iraku czy Afganistanie. Wykurzyli z wojska chyba niemal wszystkich z jakimś realnym doświadczeniem bojowym, bo to oni najlepiej demaskowali ich ignorancję i nieróbstwo. A teraz, z tym przygłupem Koziejem wymyślili system „dowodzenia”, który ma spowodować że już nikt nie będzie wiedział kto za co odpowiada w wojsku. Ci szkodnicy w normalnym kraju powinni zawisnąć na drzewie.
To wielka strata dla polskiej armii, nie powinno się wysyłać do cywila najlepiej doświadczonych bojowo żołnierzy.
Poza kilkoma jednostkami specjalnymi polska armia w tej chwili nie dysponuje żadnym realnym potencjałem na wypadek konfliktu z Rosją. Jesteśmy całkowicie bezbronni, a doprowadzili do tego do spółki Tusk i Komorowski, którzy przez całe lata bredzili o przyjaznej i pokojowej Rosji Putina. Dzisiaj stoimy przed ścianą i właściwie jesteśmy zdani tylko na siebie. No to chyba rzeczywiście dlatego wymyślili ten nowy system „kierowania” armią, żeby jakby co, można było całkowicie zamazać odpowiedzialność za klęskę. Zaprzańcy.
Trzeba wielu lat ciężkiej pracy, aby uzyskać zdolność do przeciwstawienia się ewentualnej agresji rosyjskiej.
Porażająca lektura i jeśli ktoś żył iluzjami tworzonymi przez tych nieudaczników z PO, to dzisiaj musi spaść na ziemię naprawdę z dużej wysokości. Boże chroń Polskę.
Boże chroń.