Trwająca od kilku tygodni burza wokół Trybunału Konstytucyjnego nie pozwala przejść obojętnie wobec tych wydarzeń. Wydaje się że warto przypomnieć kilka istotnych kwestii dotyczących polskiego Trybunału i rozważyć, w jakim stopniu uzasadnione są głosy iż próba naruszenia jego pozycji, oznacza przekształcenie Polski w kraj niedemokratyczny.
Zacząć należy od krótkiej konstatacji historyczno – prawnej. Mamy w świecie różne modele ustrojowe tzw. kontroli konstytucyjności ustawodawstwa. W Anglii najwybitniejsi prawnicy epoki „Chwalebnej Rewolucji” z Blackstonem na czele, zdecydowanie odrzucili koncepcję jakiejkolwiek kontroli sądowej owoców pracy swojego Parlamentu. Uznano, iż to Parlament jako jedyny ma narodowy mandat by przyjmować prawo powszechnie obowiązujące, a sądy mają obowiązek je stosować. Tej koncepcji brytyjczycy są wierni do dziś, a brak trybunału jakoś nie zagraża brytyjskiej demokracji.
Amerykanie jako pierwsi wprowadzili koncepcję judicial review dokonywanej przez Sąd Najwyższy. Zanim zasada ta się utrwaliła minęło jednak niemal sto lat. Przy jej „docieraniu”, dochodziło jednak do niezwykle brutalnych konfrontacji politycznych, w których i prezydent i Kongres dopuszczali się niewyobrażalnych na standardy demokratyczne szantaży. Prym wiedli tu tak powszechnie do dziś wielbieni prezydenci jak T. Jefferson, A. Lincoln i – przede wszystkim – F. D. Roosvelt.
W Europie ukształtowany został model kontroli konstytucyjności ustawodawstw parlamentów pod wpływem nauki austriackiej (G Jellinka). Wykreowano konstrukcję odrebnego ciała – Sądu czy Trybunału – przyjmując powszechnie, w tym wypadku podobnie jak w USA, iż członkowie tego ciała mają nieomal nieograniczoną swobodę w interpretowaniu konstytucji. Doktryna ta uległa wzmocnieniu w Europie po doświadczeniach „demokracji” niemieckiej, włoskiej czy typu sowieckiego, gdy uznano iż społeczeństwa nie zawsze dokonują „dojrzałych” wyborów swoich reprezentantów w parlamentach. Trybunały miały zatem chronić demokrację przed ową „niedojrzałością”.
Pamiętać jednak należy, że i w modelu amerykańskim i w modelu europejskim, żaden sąd czy trybunał konstytucyjny, nie jest ciałem nie uwikłanym politycznie. Przeciwnie, ciała te są kwintesencją polityki prowadzonej na szczeblu parlamentarnym, bowiem synekury trybunalskie są najbardziej pożądanymi łupami politycznymi w każdym współczesnym państwie demokratycznym. Nie ulega najmniejszej wątpliwości, że ciała te są emanacją poprzednich większości parlamentarnych i w praktyce, służą one ochronie porządku stworzonego przez poprzednie ekipy posiadające większość w parlamencie i decydujące o obsadzie władzy wykonawczej. Dziś w USA, po 8 latach rządów demokratycznego prezydenta, przewagę w Sądzie mają nominaci jego republikańskich poprzedników. Podobnie jest w właściwie w każdym trybunale demokratycznej Europy.
Powniniśmy o tym pamiętać słuchając dziś nachalnej propagandy suflującej nam bajki, na temat rzekomej apolityczności obecnego składu Trybunału. Pięciu sędziów którzy kończą w tych tygodniach kadencję, było przecież nominatami większości parlamentarnej z lat 2005 – 2007 (faktycznie wybrani zostali spośród kandydatów PiS i LPR) zaś pozostała dziesiątka, to nominaci koalicji PO – PSL (z rodzynkiem w ramach politycznego kontraktu z SLD). Wybrani w kontrowersyjnych okolicznościach pod koniec poprzedniej kadencji Sejmu sędziowie, są oczywiście również sędziami koalicji PO – PSL.
W Polsce na fali posierpniowych przemian stworzono Trybunał, wzorując się przede wszystkim na modelu niemieckim. Jak wskazałem wyżej, jest to ciało w sposób oczywisty będące emanacją określonych politycznych układów parlamentarnych i kwestionowanie tego stanu rzeczy urąga elementarnej inteligencji. Co więcej, polityczny profil przewodniczących Trybunału (pomijając jego pierwszego prezesa) pokazuje jednoznacznie, iż istnieje na przestrzeni niemal ćwierć wieku ciągłość formacji ideowo – politycznej dominującej w Trybunale. Na potrzeby tego tekstu można ją z grubsza określić wspólnym mianownikiem – formacja niegdyś najbardziej wpływowego dziennika w Polsce.
Jeśli przyjrzymy się ukształtowanej w takiich warunkach na przestrzeni ćwierćwiecza najbardziej charakterystycznej linii orzeczniczej polskiego Trybunału, to można ją określić jednym słowem – OPORTUNIZM. Rzecz jasna oportunizm względem różnych emnacji wspomnianej formacji ideowo – politycznej. Jest rzeczą charakterystyczną, iż nasz Trybunał w zdecydowanej większości swoich najważniejszych orzeczeń, tworzy konstrukcje które zawsze są ostatecznie korzystne dla aktualnie rządzącej ekipy (wyjąwszy lata 2005 – 2007). Niemal nigdy zaś oreczenia te nie tworzą skutecznej ochrony dla obywateli Rzeczypospolitej. Klasyką polskiego Trybunału jest to, iż gdy dochodzi do rozstrzygnięcia dezawuującego kolejne restrykcje wobec obywateli w różnych sferach, zwyczajowo wyznaczany jest ustawodawcy termin na „prawidłowe” uregulowanie danej kwestii. Przy czym, zgodnie z przyjętą ułomną doktryną, do czasu nowego uregulowania drażliwej kwestii, obowiązuje zdezawuuowana jako niekonstytucyjna regulacja, godząca w prawa obywatelskie. To dopracowane chyba najbardziej w doktrynie Trybunału rozwiązanie, stało się przyczyną wielkiego chaosu prawnego i powoduje rozliczne nieprawidłowości w późniejszym obowiązku stosowania się do niekonstytucyjnych przepisów jako podstawy orzekania, przez polskie sądy (a później orzekania w sprawie wynikających z tego roszczeń wobec Skarbu Państwa).
Jest rzeczą niezwykle smutną, że ta skrajnie oportunistyczna linia orzecznicza podlega niemal totalnej apologii ze strony dojmującej części środowiska polskich konstytucjonalistów. Ponieważ jednak większość osób tu funkcjonujących naukowo, w istocie pracuje na swój potencjalny przyszły wybór do Trybunału, prowadzona jest zatem permanentna gra o uzyskanie stanowiska w tej ławie. Trudno zatem mówić o rzeczowej debacie nad orzeczeniami Trybunału, bowiem każda wypowiedź krytyczna może przekreślić przyszłe szanse.
Ostatnie tygodnie przyniosły próby zafałszowania rzeczywistej, niestety wcale nie pozytywnej roli Trybunału Konstytucyjnego w polskim systemie konstytucyjnym. Wzmożona propaganda usiłuje, wbrew społecznym odczuciom milionów Polaków, bezpośrednio dotkniętych w różnych obszarach życia owymi skrajnie oportunistycznymi orzeczeniami tego ciała, wynieść go na piedestał. Śmiesznie pobrzmiewają głosy, iż w czasach gdy niedawna większość, dominowała w Parlamencie, egzekutywie, dzierżyła poprzez zdominowaną radę RTV media publiczne (o innych mediach nie wspominając) i do tego jeszcze miała absolutną większość w Trybunale, to demokracja w Polsce kwitła i nie była w niczym zagrożona. Teraz zaś nagle stanęliśmy u wrót dyktatury. Tyle tylko, że nie brakuje „autorytetów” które te żenujące konstatacje gotowe są żyrować. Bardzo to smutne.
Nie wyobrażam sobie któregokolwiek z sędziów Sądu Najwyższego w Stanach Zjednoczonych biegającego po mediach w stylu w jakim robi to Rzepliński.
Nie porównujmy Stanów – tam jednak obowiązują jakieś standardy. Nikt nie zaryzykowałby wystawienia tak uwikłanego politycznie faceta, jako kandydata do Sądu Najwyższego. Byłby rozniesiony nie tylko przez politycznych przeciwników w Senacie na przesłuchaniach, ale przede wszystkim własna partia wyśmiałaby prezydenta, gdyby zaproponował takiego kandydata.
A gdyby już jakimś trafem stało się, że gość już jako sędzia, zachowywałby się tak jak Rzepliński, to każde media rozniosłyby go w kilka dni i byłby skompromitowany na wieki wieków.
W Polsce nie ma w tym względzie żadnej przyzwoitości.
W pełni się z Panem zgadzam, Nie ma u nas żadnych standardów w odniesieniu do funkcjonowania sędziów.
Każdy sędzia w Stanach, gdyby zrobił choć 5 % tego co Rzepliński, wyleciałby z zawodu przy zgodzie i demokratów i republikanów, niezależnie przez kogo byłby wylansowany. To się nie mieści w standardzie przyzwoitości, ale w Polsce wystarczy że ma odpowiednie poparcie, może robić co chce. Tak już się u nas porobiło.
Zdarzali się w Stanach sędziowie, którzy próbowali brylować w mediach i angażować się politycznie, ale faktycznie szybko się to kończyło.
Thnaks for taking the time to post. It’s lifted the level of debate
Apolityczny Trybunał ? Strażnik Konstytucji ?
Gazeta Michnika podrzuca te teksty, bo oni wiedzą czego bronią. Dla nich przetrwanie tej POlitycznej sitwy w Trybunale, to sprawa życia i śmierci. Szkoda że PiS tak beznadziejnie brnie nie potrafiąc pokazać istoty rzeczy. Czy tam naprawdę nie ma nikogo, kto potrafiłby powiedzieć o co w tej rozgrywce chodzi.
Właśnie to podkreślam gdzie mogę – Trybunał z natury rzeczy nie jest apolityczny. Jest na wskroś polityczny.
W Niemczech jest wbrew pozorom tak samo. Chadecy i socjały robią polityczne deale i ustalają między sobą skład Sądu Konstytucyjnego. Fakt, tu jest to zrównoważone i jakoś się wzajemnie respektują, ale to nie jest apolityczne ciało. Nie ma ani jednego sędziego, który by nie był politycznie uwikłany po jednej z tych stron.
Tak jak wskazywałem, nie ma w Europie (i poza nią) apolitycznego trybunału/sądu konstytucyjnego.
Dlaczego PiS nie używa twardych argumentów, tylko brnie w jakieś ogólniki ? Aż smutno patrzeć na bezradność tych Piotrowiczów i Astów, którzy nie są w stanie wyartykułować manipulacji poprzedniego reżimu.
Nie wiem dlaczego i też jest mi smutno, gdy słyszę te używane przez nich „argumenty”.
To naprawdę obciach, żeby twarzą tej akcji robić Piotrowicza. To już nawet nie chodzi o jego przeszłość, choć trzeba było to brać pod uwagę, ale o to, że on jest beznadziejny w argumentacji, o jakości tego co robi w tych ustawach o TK już nie mówiąc. Szkoda, ale Prezes ma talent do wynajdowania takich no name’ów.
Szkoda.
Zgadzam się że sprawę rozpoczęła PO i można było to odpowiednio naświetlić, przygotowując opinię publiczną. Tymczasem pisiory zamiast rozegrać to subtelnie tak, aby zbudować sobie dla sprawy poparcie dużej grupy ludzi, zawiedzionej metodami kopary, wszedł jak słoń do składu porcelany i rozwiązuje sprawę „z buta”. Robi głupio, bo zraża wobec siebie dużo ludzi, którym nie po drodze z PO, a teraz będą musieli pokładać nadzieję w rumunie.
To prawda, można było inaczej i jeszcze na tym zyskać.
Your answer shows real ineelligtnce.