W poprzednim tekście wskazywałem, iż uwikłanie się polskiego Trybunału Konstytucyjnego w machinacje PO, związane z próbą utrzymania przez dotychczasowy obóz rządzący politycznej kontroli nad tym ciałem do końca kadencji obecnego Sejmu, musi zakończyć się nie tyle nawet naruszeniem autorytetu tego ciała, ile wręcz jego totalną kompromitacją. W tej trudnej sytuacji, Trybunał mógł poprzez zachowanie minimum rozsądku, a sędziowie poprzez okazanie swojej rzeczywistej niezależności od politycznego hegemona który wyniósł ich do urzędów, zbudować na dziesiątki lat niekwestionowaną pozycję tego ciała. Szansę tę stracił, bowiem i sędzia Rzepliński i jego koleżanki i koledzy z ławy, nie zdołali uwolnić się od myślenia w kategoriach zadań politycznych, które związane były z ich wyborem.
Fundamentem na którym zbudowany został współczesny model sądownictwa konstytucyjnego jest orzeczenie amerykańskiego Sądu Najwyższego w sprawie Marbury v. Madison z 1803 roku. Wtedy, w atmosferze niezwykle brutalnej konfrontacji politycznej dwóch obozów (federalistów Aleksandra Hamiltona oraz antyfederalistów Thomasa Jeffersona) sędzia Marshall jako przewodniczący Sądu, w swoim podziwianym do dziś z racji zawartych w nim konstrukcji prawnych orzeczeniu, nie tylko doprowadził do uspokojenia sytuacji politycznej, ale – przede wszystkim – zbudował podstawy autorytetu Sądu na stulecia. Dlatego do dziś uważany jest z jednego z ojców amerykańskiego konstytucjonalizmu. Sędzia Rzepliński, choć Opatrzność wepchnęła mu w ręce podobne możliwości, okazał się ledwie wykonawcą partyjnych poleceń.
Żeby zrozumieć o co chodziło od początku w tej polskiej rozgrywce – tu niestety PiS nie był w stanie wyartykułować prostym językiem tego zagadnienia – należy przyjrzeć się terminom rotacji stanowisk w Trybunale. Sędziowie bowiem mają dziewięcioletnie kadencje, ale kończą się one w różnych momentach.
W obecnym okresie – przełomu kadencji parlamentarnych – kończą się, jak wiemy, kadencje pięciorga sędziów. Są to sędziowie, powołani do ławy w okresie gdy większość konieczną do ich wyboru w parlamencie miał PiS z LPR i Samoobroną. Kolejne w tej kadencji Sejmu kadencje sędziów kończą się odpowiednio : kwiecień 2016 (STK Granat), XII 2016 (STK Rzepliński), VI 2017 (STK Biernat) oraz V 2019 (STK Wronkowska – Jaśkiewicz).
PO godząc się na prawidłowy wybór pięciorga sędziów kończących obecnie swe kadencje przez nowy Sejm musiała jednocześnie pogodzić się z tym, iż najpóźniej w czerwcu 2017 roku polityczną kontrolę na Trybunałem przejmie z jej rąk PiS. Jednocześnie, biorąc pod uwagę iż STK Granat jest kojarzony raczej z PiSem, już aktualnie układ sił w Trybunale – 6 sędziów z PiS, dwóch sędziów kojarzonych z PSL i SLD bardzo ograniczał wpływ PO na kierunek prac Trybunału.
Natomiast wyrwanie dla swoich potrzeb nominacji pięciorga sędziów przyszłemu Sejmowi powodowało, iż do końca kadencji obecnego Sejmu, Trybunał pozostawałby w rękach PO.
Ten dość prosty plan „obrony zdobyczy demokratycznej Polski” przy pomocy swojego Trybunału, obóz skupiony wokół niegdyś największego dziennika w Polsce eksponuje obecnie, jako walkę o poszanowanie Konstytucji. Obóz ten zatracił wszelką przyzwoitość, co wyraża się w tym, iż trzech sędziów Trybunału, w tym jego przewodniczący i wiceprzewodniczący, którzy brali czynny udział w przygotowaniu platformerskiej zmiany ustawy o Trybunale, którą tenże Trybunał (a więc polityczni koledzy owych trzech) uznał za sprzeczną z Konstytucją, nie uznało za stosowne złożyć swoich funkcji. Jest to miarą upadku już nie tylko autorytetu Trybunału, ale także jest swoistym potwierdzeniem tego, jak nisko upadł w Polsce zwykły etos sędziego. Nie powinno to skądinąd dziwić, skoro osławiony sędzia Milewski, występuje dziś jako oskarżyciel posiłkowy (będąc poszkodowanym) w sprawie przeciwko dziennikarzowi, który zdemaskował jego polityczny serwilizm, przekraczający w swej istocie sytuacje znane z okresu komunistycznego.
Sędzia Rzepliński i jego partyjni towarzysze w Trybunale, mogli z całej tej sytuacji wybrnąć w sposób iście marshallowski. Aby to uczynić, musieli zrozumieć iż nie da się uratować planu zachowania politycznej dominacji w Trybunale przez PO do końca obecnej kadencji Sejmu, ale można zbudować na dziesiątki lat autorytet Trybunału i uratować swoją twarz. Co należało zrobić ? Orzec niezgodność z Konstytucją w całości machlojek PO i wywołanych nimi zmian dokonanych przez PiS. Taka opcja zerowa, oddawałaby w istocie obecnej większości prawo do ponownego, niekontestowanego wyboru pięciorga sędziów, ale ich pozycja nie mogłaby być kontestowana. Trybunał pokazałby iż nie jest politycznym szwadronem PO, sędzia Rzepliński uratowałby twarz, Polska zyskałaby na lata sąd, którego autorytet nie mógłby być przez nikogo rozsądnego kwestionowany.
Jedyną konsekwencją wybranej przez sędziego Rzeplińskiego i jego polityczno – ideowych protektorów drogi jest to, iż przez najbliższe dwa lata każde orzeczenie TK będzie – nie bez podstaw – kwestionowane (już choćby z uwagi na niejasny status sędziów orzekających), a PiS i tak przejmie kontrolę nad tym ciałem w połowie kadencji obecnego Sejmu.
Jednak można przypuszczać, że sędzia Rzepliński zostanie „człowiekiem roku” niegdyś największego dziennika, no i być może uzyska specjalny laur Wydziału Prawa Uniwersytetu Jagiellońskiego. Będzie „autorytetem” dla ludzi, którzy w swoim myśleniu o Polsce nie potrafią wynieść się ponad perspektywę własnych interesów oraz bieżącej rozgrywki politycznej. Jak zawsze w takich sytuacjach, straci Polska.
Bardzo trafna analogia, świetnie pokazująca małość klasy politycznej obecnej Polski. Polskie elyty powinny się uczyć na takich właśnie historycznych przykładach, jak rozwiązywać podobne konflikty. Jednak wątpię że są na to szanse, bo to zadufani w sobie narcystyczni ignoranci.
Może to jest nazbyt pesymistyczna perspektywa. Miejmy nadzieję, że będą kiedyś w stanie wznosić się ponad siebie.
Czytałem o tej sprawie w Pańskiej książce o amerykańskim Sądzie Najwyższym. Tę książkę powinni czytać polscy politycy i polscy sędziowie, bo to kopalnia wiedzy o tym, jak powinien funkcjonować świat polityki i sądownictwa w demokratycznym kraju.
Nieskromnie powiem, że na pewno nie zaszkodziłoby nikomu z wymienionych kategorii 🙂
Całkowicie podzielam Pana pogląd o straconej szansie Rzeplińskiego. Opcja zerowa pozwoliłaby wszystkim zachować twarz, a Trybunałowi odzyskać autorytet. No ale aby się wznieść na taki poziom, trzeba być czymś więcej, niż partyjnym funkcjonariuszem.
W Polsce w ogóle mało kto z owej klasy politycznej, myśli w perspektywie dłuższej niż rok czy dwa lata.
Cały problem polega na tym, że sytuacja politycznie tak się zapętliła, że nikt już nie patrzy racjonalnie. A poza tym chodzi przecież o to, żeby dać paliwo obcym do mieszania w Polsce. A tu targowiczanie z PO i inni zaprzańcy widzą swoją jedyną szansę.
Tak to niestety wygląda, że cały ten krzyk jest po to, by uruchomić Brukselę i Berlin.
Nie trzeba odwoływać się do przykładów amerykańskich. My w naszych dziejach też mamy piękne przykłady mądrych politycznych kompromisów i warto byłoby je eksponować. Po to, by Polacy wreszcie zaczęli budować dzisiejszą i jutrzejszą Polskę, w oparciu o własne, wielkie historyczne osiągnięcia. Tylko skąd je maja znać, skoro nie czytają Pańskich książek.
To prawda, jest się do czego odwoływać, tylko trzeba chcieć i nie przyjmować marksistowskiej i postmarksistowskiej oceny dziejów Polski. Dziękuję za dostrzeżenie moich wysiłków.
Cóż, zarówno pan Rzepliński jak i jego admiratorzy nie rozumieją, jak swoim politycznym awanturnictwem niszczą państwo. Unicestwienie „autorytetu” Trybunału może cieszyć tych, co nie lubią tego ciała, ale dla stabilności systemu politycznego ma to fatalne znaczenie. Historia Rzeplińskiemu tego nie zapomni.
Niestety, zdaje się że to jest główny efekt polityki większości platformerskiej w Trybunale.
Trybunał dąży do reinterpretacji ustroju Polski. Uzurpuje sobie prawo do kwestionowania zasady podziału władzy, z której wynika iż to parlament jest twórcą prawa, bowiem tylko on jest wyrazicielem suwerennej woli Narodu. Rzepliński chce to zmienić, łamiąc konstytucję i podstawowe zasady trójpodziału władzy. Reprezentuje bolszewicko – wolteriański pogląd, że rządzić powinni „mędrcy”, najlepiej nominowani na owych „mędrców” przez Michnika.
Kwestionowanie prawodawczych kompetencji parlamentu jest czymś zdumiewającym. I czyni to trybunał – nomen omen – konstytucyjny.
Zadziwia mnie jak czasami inteligentni ludzie, nie są w stanie dostrzec politycznego uwikłania Rzeplińskiego i jego trybunalskiej świty. Oczywiście nie chodzi mi o michnikowszczyznę czy platformersów – oni oczywiście głoszą jako objawioną prawdę bajki o apolityczności tej jaczejki. Że jednak ludzie nie uwikłani w poprzedni reżim dają się wkręcać w „obronę demokracji”, to martwi. Ich „intelekt” najwyraźniej szwankuje.
Też mnie zastanawia, jak można nie dostrzegać, że ludzie wybrani przez PO do trybunału, stali się po prostu partyjnymi funkcjonariuszami.
Thanks for incdtruoing a little rationality into this debate.