Przez ostatnie tygodnie starałem się unikać komentowania otaczającej nas rzeczywistości, bowiem wyjątkowe emocje towarzyszące toczącemu się w Polsce sporowi politycznemu, raczej nie sprzyjają spokojnej refleksji. Jednak z różnych stron docierały do mnie oczekiwania, aby jednak spróbować odnieść się do sytuacji która bardzo wiele osób poważnie trapi.
Do tego w ostatnich dniach ukazały się dwie wypowiedzi, które w pewnym sensie zmuszają mnie do zajęcia stanowiska. Guy Verhofstadt, lider liberałów w parlamencie europejskim i były premier Belgii w ramach Project Syndicate poczynił większą wypowiedź na temat obecnego stanu tzw. projektu europejskiego. Natomiast ambasador Rosji w Polsce Siergiej Andrejew udzielił wywiadu portalowi Onet. Obie te wypowiedzi są niezwykle ważne i lekceważenie ich, czy przejście obok nich jak gdyby nigdy nic, mogłoby stworzyć wrażenie, że zawarte tam są niemal prawdy objawione.
Wypowiedzią Andrejewa zajmę się w następnym tekście, skupię się natomiast teraz na wypowiedzi Verhofstadta. Żeby lepiej zrozumieć kontekst moich refleksji, konieczne jest przyjrzenie się zarówno temu politykowi, jak i krajowi z którego pochodzi. Jest to niezwykle ważne, bowiem Verhofstadt kreuje się na arbitra „europejskości” oraz jedynego interpretatora „europejskich wartości”.
Verhofstadt jest z wykształcenia prawnikiem, a w rzeczywistości jest zawodowym politykiem. Od lat lideruje flamadzkim liberałom, a na przełomie XX i XXI wieku był trzykrotnie premierem Belgii. Stworzył koalicje, w których – pierwszy lat po wojnie – nie było partii chadeckich, co znacząco ułatwiło mu realizację skrajnie ideologicznych, bolszewicko – lewackich postulatów. Symbolem Belgii pod rządami jego formacji ideowej, stało się niemal nieograniczone prawo do eutanazji, w tym taka ewolucja regulacji w tym zakresie, która dziś pozwala swobodnie zabijać ludzi w każdym wieku pod byle pretekstem. W sferze gospodarczej, rządy Verhofstadta generalnie nie zmieniły sytuacji. Belgia pozostaje po Grecji, Portugalii i Włoszech krajem o największym poziomie długu publicznego i jest uznawana za państwo o najwyższym stopniu zagrożenia stabilności ekonomicznej. Właściwie jedynym czynnikiem utrzymującym dziś Belgię jako państwo, ale również belgijską ekonomikę pozostaje fakt, iż w Brukseli zlokalizowane są niemal wszystkie najważniejsze instytucje unijne oraz NATO. Dzięki temu zatrudnienie znajdują setki tysięcy Belgów, żyją z tego dziesiątki tysięcy belgijskich firm, do belgijskiego fiskusa trafiają dzięki temu miliardy EURO, na środkach unijnych pasą się dziesiątki tysięcy firm operujących w Brukseli i „załatwiających” unijne dofinansowania czy certyfikaty.
Funkcjonujący w znacznym stopniu kosztem całej europejskiej wspólnoty kraj, jest jednocześnie przykładem niemal całkowitej politycznej destabilizacji i degrengolady. Podzielony przez narodowy antagonizm Walonów i Flamandów, którzy w obrębie własnych wspólnot są dodatkowo silnie podzieleni na wiele radykalnych nurtów politycznych, tzw. Belgowie od kilkunastu lat zajmują się głównie negocjowaniem kolejnych „przjeściowych” kompromisów i „przejściowych” koalicji, które administrują rozpadającym się wspólnym państwem. Właściwie jedynym czynnikiem utrzymującym dziś jeszcze jedność tego kraju pozostaje wspólny interes w utrzymaniu unijnego eldorada w Brukseli.
I oto wieloletni administrator tej dekadenckiej masy upadłościowej, stroi się dzisiaj w jedynego obrońcę „europejskich wartości”, który z pozycji „europejskiego mędrca”, stawia do kąta Polaków i Węgrów, a właściwie każdego, kto nie podziela jego poglądu na owe „europejskie wartości”. Wieszczy on, że to „Polska i Węgry zagrażają teraz zdobytym w trudzie europejskim normom demokratycznym, podważając przez to samą celowość europejskiej integracji”. Według Verhofstadta Węgry weszły „na ścieżkę autorytarnego nacjonalizmu”, zaś w Polsce władzę zdobyła „dzięki obietnicom wprowadzenia populistycznych reform ekonomicznych oraz „postawienia Polski na pierwszym miejscu”, formacja, która następnie przeprowadziła „serię ataków na samą polską konstytucję”.
Wychodząc od tych kłamliwych założeń, dalej Verhofstadt perroruje o zagrożeniu demokracji w Europie wskutek postępów autorytaryzmu, który jak zaraza może rozlać się z Polski i Węgier na inne kraje. Dalej nasz „mędrzec” sugeruje, aby Stany Zjednoczone i inne kraje europejskie poważnie rozważyły sens udziału w szczycie NATO w Warszawie, a do tego „subtelnie” wskazuje, że tak naprawdę to co robią Victor Orban i Jarosław Kaczyński leży wyłącznie w interesie Putina, który chce podzielić Europę.
Verhofstadt daje swoimi wywodami dowód nie tylko skrajnej ignorancji i niezdolności do postrzegania rzeczywistych problemów naszego kontynentu i problemów Unii Europejskiej, do której deklaruje swoiste wyznanie wiary. Co więcej jego powierzchowne i oderwane od realiów tezy, dowodzą przede wszystkim ideologicznego zaślepienia charakterystycznego dla człowieka, będącego dzieckiem „pokolenia 1968 roku” – ludzi owładniętych trockistowską rewolucyjną manią. Przyjmuje pozy mentora, którego przecież kompromituje stan państwa które reprezentuje. Verhofstadt w charakterystyczny dla ludzi jego pokroju sposób udaje, że nie ma nic wspólnego z belgijską degrengoladą ekonomiczną, polityczną i społeczną i że ma jakiś szczególny tytuł do pouczania innych, choć nie bardzo wiadomo skąd ów tytuł ma wynikać.
Verhofstadt nie rozumie, że problemem Unie Europejskiej i strefy EURO pozostaje dziś sytuacja takich krajów jak Grecja, Portugalia, Włochy, Belgia i jeszcze kilku innych, które od prawie dziesięciu lat utrzymują europejską gospodarkę w stanie permanentnego kryzysu finansowego i gospodarczej stagnacji.
Verhofstadt nie rozumie, że większość problemów społecznych w tzw. starej Europie, w tym w Belgii, wynika z tego właśnie trwałego i strukturalnego kryzysu, skutkiem którego utrwaliło się także strukturalne bezrobocie rzesz młodych ludzi, czego konsekwencją są rosnące problemy społeczne, w tym coraz silniejszy radykalizm polityczny.
Verhofstadt nie rozumie, że bezmyślna strategia wchłaniania rzesz imigrantów, stwarza śmiertlene zagrożenie dla normalnej egzystencji Europejczyków.
Verhostadt nie jest w stanie pojąć, jakie mogą być skutki prowadzonej przez jemu podobnych Euro – kretynów, w kontekście coraz bardziej realnego Brexitu, co jest dziś najważniejszym wyzwaniem „projektu europejskiego”.
Verhostadt nie jest wreszcie w stanie odczytać, że kryzys Unii Europejskiej ma dziś przede wszystkim charakter instytucjonalny, a obecny stan jej organów, ich dysfunkcjonalność i całkowita niemoc, są prostą konsekwencją przeforsowanych przez jego posttrockistowsko – bolszewicką formację, wyalienowanych z prawdziwych wartości europejskich rozwiązań traktatowo – konstytucyjnych.
Verhofstadta który nie jest w stanie dostrzec prawdziwych problemów Unii Europejskiej irytuje za to bardzo to, że Węgrzy i Polacy (a wkrótce i inni) dostrzegli ową dekadencką paranoję starej Europy, nie dali się zwieść propagandzie „europejskich wartości” i postanowili swoją przyszłość budować na gruncie poszanowania własnych tradycji. Verhostadt w swojej ignorancji nie jest bowiem w stanie przyjąć, iż to właśnie Polacy i Węgrzy tworzyli zręby europejskiego konstytucjonalizmu. To Węgrzy wnieśli w europejską tradycję konstytucyjną „Złotą Bullę”, która od 1225 roku kształtowała rozwój węgierskich instytucji demokratycznych, w tym jednego z pierwszych europejskich parlamentów. To Polacy już w XVI wieku stworzyli pierwszą demokratyczną monarchię konstytucyjną, wyprzedzając w tym dziele wszystkie nowożytne państwa. Dla reprezentanta „pokolenia 68” świat się bowiem zaczął w 1917 roku, no może ostatecznie w 1789 roku i poza „wartościami” wynikającymi z tych ponurych wydarzeń on i jemu podobni nie dostrzegają świata. Ludzie ci, nie są również w stanie zaakceptować sytuacji, w której demokratyczny wybór może wynieść do władzy kogoś innego niż oni. Jeśli tak się dzieje, to trzeba od razu szukać choroby, najlepiej psychicznej u tych, którzy ośmielili się wysłać na śmietnik historii Verhofstadtów.
Verhofstadt nie może ścierpieć, że Polacy i Węgrzy nie chcą zaakceptować świata „wartości”, które on i jego jaczejka, chcą narzucić Europejczykom. Te „wartości” to nieograniczone prawo do aborcji wraz z pełnym dostępem do specjałów w postaci np. pigułek „dzień po”, nieograniczone prawo eutanazji, prawne preferencje dla mniejszości seksualnych i ich związków, depenalizacja pedofilii czy narzucanie w/w „wartości” jako dogmatów mających obowiązywać wspólnoty religijne, w tym przede wszystkim wspólnotę katolicką. Verhofstadt żąda, aby Polacy, Węgrzy i wszyscy Europejczycy przyjęli te „wartości” i walczyli w ich obronie. Jednak jedynymi którzy owych „wartości” są w stanie bronić, są faceci w stringach, którzy swoje możliwości pokazali już w niemieckich miastach w czasie ostatniej nocy sylwestrowej.
Żółć wylewana przez tego dekadenckiego frustrata, lidera europejskich liberałów, a w rzeczywistości trockistowsko – bolszewickiej formacji wyrosłej na bazie „rewolucji” 1968 roku dowodzi, że pojawiła się wreszcie w Europie szansa na przełamanie hegemonii tych opętanych obłąkaną ideologią ludzi. I to jest najważniejszy wniosek płynący z pełnego nienawiści do Polaków i Węgrów tekstu Verhofstadta.
Te bluzgi Schmidta i Verhofstadta, którym wtórują platformerskie popłuczyny mają tę jedną zaletę, że za chwilę Polacy wyleczą się z „miłości” do tej VolksUnii. Jeszcze tylko trochę Anielka przykręci śrubkę Grekom, jeszcze tylko trochę powkurzają Anglików, jeszcze tylko przyjmą następny milion naszych „muzułmańskich braci” z ISIS i całe to zmurszałe próchno się rozleci.
Nie ulega wątpliwości, że obecne przywództwo europejskie charakteryzuje się daleko idącym zapatrzeniem w orkiestrę na „Titanicu”. Tamci jednak grali nie dlatego, że nie widzieli zagrożenia, ale dlatego że chcieli swoją postawą przyczynić się do pewnego uspokojenia w tragicznej sytuacji. To była swoista ofiara złożona z ich talentu. Dzisiejsza elita europejska jest zaślepiona ideologicznie, skoncentrowana na zagadnieniach siódmorzędnych i gotowa do złożenia życia jedynie w obronie praw sodomitów.
Ciekawe czy ktoś zarejestrował fakt, że wedle danych rządowych w tym roku Polska będzie płatnikiem netto do budżetu Unii. Co to oznacza, że od tego roku więcej do Unii wpłacamy niż dostajemy. Może zatem warto zastanowić się, a kieruję to do tych maniakalnych wielbicieli Unii pokroju Thun czy Trzaskowskiego, czy mamy jeszcze płacić za to, że włażą nam z brudnymi buciorami do domu.
Euroentuzjasci chcą swoim krzykiem przykryć tę smutną rzeczywistość. Mam wrażenie, że gdyby Polska twardo postawiła kwestię albo wyrównania dopłat rolnych, albo całkowitej rezygnacji z tych dopłat, to Unii już by nie było. Przynajmniej w takim kształcie. Tak czy inaczej za chwilę problem ten i tak stanie z całą ostrością. No i za chwilę prawda wskazana przez Pana dotrze do szerszej opinii i wtedy naprawdę ten bełkot o dobrodziejstwach ze strony Unii będzie po prostu pusty. Będzie doprawdy ciekawie, bo Polacy na pewno do Unii dopłacać nie będą chcieli.
No nie no! Skąd! Wzięliśmy do było do wzięcia i spierd. z unii. Polak przecież sprytny jest.
Trzeba po prostu być racjonalnym i preferować interes własnego kraju, a nie stać na straży jakichś lewackich „wartości”.
Proszę pana… nie za to będziemy płacić, lub nie płacić, że włażą nam z brudnymi buciorami do domu, tylko za to, że taką umowę podpisaliśmy. Po wstąpieniu do unii otrzymywaliśmy pieniądze, a po pewnym czasie to my zaczynamy dawać.
Panu to strach kasę pożyczać, bo jak nie zdejmie się butów w przedpokoju, to pan uzna to za świetny pretekst, żeby długu nie oddawać.
Anglicy za chwilę wypowiedzą się w sprawie przynależności do Unii. Niezależnie od wyniku referendum, to wszystko co się wokół tego dzieje to jest realny szok dla Brukseli. Po referendum będzie jesz cze gorzej, bo albo trzeba się będzie żegnać, albo obie strony się zepną bo każda będzie chciała rewindykować dotychczasowe porozumienie. Cameron będzie chciał więcej niż dostał, Unia będzie chciała odebrać to co dała. Przy okazji ISIS zrobi jeszcze parę niespodzianek, Putin dociśnie Ukrainę i będzie bardzo wesoło. A tu taki Verhofstadt czy Timmermans zajmują się Rzeplińskim. To rzeczywiście świadczy o nich najlepiej. I lepiej być z dala od takich kretynów.
Niestety, ostatnie miesiące dowodzą jak bardzo tzw. europejska klasa polityczna oderwała się od rzeczywistości i jak bardzo żyje we własnym, brukselskim getcie. Zatrważające, że w rękach takich ludzi znajduje się dzisiaj w znacznym stopniu Europa.
Myślę a wręcz jest pewien, że diagnoza przedstawiona przez Grzegorza Górskiego , świadczy tylko o jednym Europy Zach , już nie ma i tylko kwestią czasu jest tam niezła rozpierducha. My zaś musimy już teraz pomału ” olewać wartości pseudoeuropejskie” i budować blok krajów . Węgry , Czechy , Rumunia , Bułgaria , Słowacja , Baltica , które będą staną się odporą dla tego co przyjdzie z Zachodu.
Na pewno trudno się spodziewać tego, że obecne „elity” starej Unii są zdolne do wypracowania jakiejkolwiek uczciwej koncepcji wyjścia z kryzysu, w jaki tę Unię wpędziły.
Verhofstadt jest przedstawicielem lewackiego, trockistowskiego środowiska wyrastającego swoimi korzeniami z pseudorewolucji 1968 roku. Oni zoologicznie nienawidzą Polski i Polaków i naszej tradycji. Ich polską ekspozyturą jest Michnik i jego gazeta i to oni chcą zafundować Polsce taki lewacki, trockistowski ideał. Ma Pan słuszność profesorze trafnie odczytując „ślepotę” Verhofstadta na realne problemy, bo przecież on toczy wojnę ideologiczną.
Niestety, to środowisko rządzi dziś Europą, z widocznymi skutkami.
Verhofstadt jest współtwórcą belgijskiego systemu zabijania ludzi. To jego zasługa, że dzisiaj w Belgii można zabić każdego, z każdego powodu. Nawet dzieci nie mogą być pewne swojego losu, bo ktoś za nie może podjąć decyzję o ich zabiciu – oczywiście dla ich dobra. Mordują już nie tylko dzieci nienarodzone, ale i te narodzone. Ten zwyrodnialec pozbawiony ludzkich uczuć chce nam dyktować jak mamy żyć. Gonić bydlaka.
Belgia jest dzisiaj pod tym względem najbardziej zdegenerowanym krajem na świecie. To „dzieło” Verhofstadta.
Dlaczego nikt nie podniesie konieczności wyprowadzenia instytucji unijnych z Belgii. Te cwaniaczki żyją wyłącznie z miliardów euro, pompowanych w instytucje i unijne i unijnych darmozjadów, a korzysta na tym to śmieszne i sztuczne państwo. Skończyć z tym cwaniactwem.
Ja od lat próbuję zainteresować tym oczywistym postulatem. Jestem przekonany, że ktoś go wreszcie podniesie i to będzie idea, która poprze większość europejczyków.