Kilkanaście dni temu ambasador Rosji w Polsce Siergiej Andrejew udzielił wywiadu portalowi ONET. Cała rozmowa została skoncentrowana wokół kwestii historycznych, a Pan Ambasador skupił właściwie całą swoją uwagę na zagadnieniu ochrony sowieckich pomników znajdujących się na terytorium Rzeczypospolitej.
Treść tej rozmowy jest zasmucająca z wielu względów. Oczywiście największym problemem jest to, że Pan Ambasador w żadnym razie nie tylko nie rozumie, ale nawet nie usiłuje zrozumieć tego, że Polacy mają diametralnie odmienny pogląd na temat „wyzwolenia” Polski przez armię sowiecką w latach 1944/1945. Towarzyszy temu brak jakiejkolwiek wrażliwości na stanowisko polskie w odniesieniu do tego, czym była sowiecka obecność w Polsce po 1945 roku aż do 1992 roku i czego świadectwem były wznoszone w tym okresie pomniki sławiące dokonania armii sowieckiej.
Bardziej od tego zasmucające jest to, że funkcję Ambasadora w naszym kraju pełni człowiek, który jest w stanie powiedzieć w rozmowie kierowanej do Polaków, iż „akt ocalenia Polski przez Armię Czerwoną jest niepodważalny”.
Jeszcze bardziej zasmucające jest to, że według strony rosyjskiej stanowisko Polski w sprawie sowieckich pomników „przekreśla szanse na normalizację stosunków Kremla z Warszawą.” Ambasador Siergiejew w istocie swoimi wywodami czyni wszystko, by takie stanowisko Rosji uzasadnić.
Czyni to jednak w sposób bardzo „sowiecki”, bowiem jego wywody sprawiają wrażenie całkowitego wyabstrahowania od realnej rzeczywistości i problemów relacjach dwustronnych.
I tu docieramy do sprawy najbardziej moim zdaniem zasmucającej. Rosja przez minione lata nieustannie podnosiła, iż najważniejszą przeszkodą w unormowaniu relacji polsko – rosyjskich jest niezdolność strony polskiej do oderwania się w myśleniu o tych bieąacych i przyszłych relacjach od historycznych „ciężąrów” uwikłania. Minister Ławrow wielokrotnie podkreślał, jak ciężko rozmawia się z Polakami, którzy zamiast myśleć o przyszłości, ciągle wracają do Katynia i wywózek na Sybir, zapominając iż Rosjanie byli ofiarą podobnych zbrodni.
Dzisiaj, kiedy nowy rząd podjął próbę nawiązania dialogu w celu ustalenia ewentualnych dróg wyjścia z impasu w relacjach wzajemnych, Rosja rozpoczyna „wojnę pomnikową”. Pokreślmy tutaj, że działania polskich samorządów względem sowieckich pomników, w żaden sposób nie dotykają cmentarzy wojennych żołnierzy armii sowieckiej, którzy polegli na ziemiach polskich. Polska z nawiązką wykonuje tu swopje międzynarodowe zobowiązania do pieczy nad tymi miejscami.
Jest jednak oczywiste, że „wojna pomnikowa” jest narzędziem do realizowania scenariusza konfrontacyjnego, który ma stanowić jeden z pretekstów do budowania wobec Polski atmosfery nieufności ze strony partnerów w NATO. Jest też narzędziem budowania w społeczeństwie rosyjskim niechęci czy wręcz wrogości wobec Polski. Warto tu zwrócić uwagę, że sam Ambasador podkreśla że do ubiegłego roku w Rosji nie było żadnych antypolskich nastrojów. Najwyraźniej „wojna pomnikowa” ma za zadanie nadrobić to niedociągnięcie. Jeśli tak, to oczywiste że ma to służyć jakiemuś dalej idącemu scenariuszowi.
I tu dotykamy istoty problemu. Polska na przestrzeni ostatnich lat wielokrotnie dawała wyraz zaniepokojeniu rosnącą agresywnością polityki rosyjskiej w Europie. Być może Pan Ambasador zapomniał, więc wartu mu przypomnieć, że to nie Polska dokonała agresji na Gruzję i faktycznej aneksji części terytorium tego państwa, to nie Polska zajęła Krym i dokonała jego sprzecznej z prawem międzynarodowym aneksji, to nie Polska wspiera separatystów wschodnioukraińskich i nie Polska zainicjowała trwającą tam wojnę domową, to nie Polska dokonała radykalnej militaryzacji enklawy królewieckiej, to nie Polska rozbudowuje swoje bazy wojskowe na Białorusi i perroruje o „korytarzu suwalskim”, to nie Polska wreszcie stosuje agresywną i niebezpieczną retorykę wobec państw bałtyckich.
Jestem daleki od apriorycznego potępiania polityki rosyjskiej w każdym miejscu i w każdym wymiarze. Jestem w stanie zaryzykować nawet twierdzenie, że w wielu sytuacjach polityka Putina dobrze przysłużyła się osłabieniu napięć międzynarodowych. Uważam, że rosyjska akcja w Syrii, choć niepotrzebnie nazbyt brutalna, jednak przyczyniła się znacząco do zracjonalizowania stanowiska amerykańskiego i daje szansę na uspokojenie tamtejszej sytuacji. Sądzę również, że niezależnie od czeczeńskich reminiscencji, Rosja na ogół dobrze zdaje egzamin w powstrzymaniu islamskiego radykalizmu w Azji centralnej. Nie jestem histerycznym rusofobem, ani „agentem Kremla”, staram się patrzeć z dystansem na poczynania każdego polskiego sąsiada.
Dlatego opisany przeze mnie ciąg zdarzeń politycznych w regionie odbieram – jak większość Polaków – nie w kategoriach antyrosyjskiej czy antyputinowskiej fobii, tylko jako rosnące zagrożenie polskiej suwerenności. To dlatego Polska podjęła zdecydowane działania, aby wobec poczynań, które zdają się przeradzać w niekontrolowaną spiralę, wzmocnić swoją pozycję. Jest oczywiste, że rosyjskie podrażnienie w ostatnich miesiącach wynika ze zdecydowanych działań Polski na rzecz wzmocnienia tzw. wschodniej flanki NATO oraz ustanowienia stałej obecności zwłaszcza wojsk amerykańskich na terenie RP. Także zapowiedzi dowództwa NATO o objęciu szczególną troską przesmuku suwalskiego, musiały spotęgować rosyjską drażliwość. „Wojna pomnikowa” jest rzecz jasna tematem zastępczym – rozumiemy to dobrze – a problem tkwi gdzie indziej, choć nie można go, z bardzo różnych powodów, wypowiedzieć wprost. Jednak przejście Rosji w dialogu z Polską na pozycję debaty historycznej, oznacza głęboki krok wstecz na pozycje, które racjonalna polityka rosyjska w ostatnich latach starała się eliminować po swojej stronie. Czy to się jednak Rosji opłaca ?
Jest to pytanie na dziś fundamentalne, bowiem krymski sukces jak się zdaje zawrócił w głowie planistom rosyjskim. Operacja ta przeszła stosunkowo gładko, Rosjanie sądzili że szybko odbiją też Ukrainę, a pod ich presją państwo to runie jak domek z kart. To dlatego, już we wstępnym etapie operacji w Donbasie uruchomili także wyprzedzająco różne instrumenty mające wkrótce podbudowywać ich aktywność wobec państw bałtyckich, a następnie Polski.
Jednak mimo postępującej autodestrukcji Ukrainy, Rosja nie zdołała osiągnąć tam zakładanych celów. Co więcej, sytuacja uległa niekorzystnemu dla niej zapętleniu, a spowolnienie działań spowodowało jednocześnie zdynamizowanie działań po stronie racjonalnej części NATO i Amerykanów. Rosja zatem winna szukać na obecnym etapie dróg do wyjścia z pułapki w której ugrzęzła, a z tego punktu widzenia nie leży w jej interesie dalsze napinanie stosunków z Polską.
Strona Polska dała Moskwie jasny sygnał, że chce rozmawiać na racjonalnych podstawach, bowiem oba państwa są w pewnym sensie na siebie skazane. Strona polska wyraźnie zasygnalizowała, iż inaczej niż poprzedni rząd nie zamierza się bezmyślnie angażować w konfrontację rosyjsko – ukraińską, zdystansowała się wobec nieproduktywnego dialogu w formacie mińskim. Jestem przekonany, że strona polska mogłaby dziś odegrać pozytywną rolę w dialogu ukraińsko – rosyjskim i to pośrednictwo mogłoby być o wiele bardziej efektywne niż „arbitraż” niemiecko – amerykański. Wymagałoby to oczywiście z jednej strony solidnego podejścia do takiego zadania przez Polskę, zwłaszcza naszej umiejętności nabrania równego dystansu do obu stron tego bezsensownego konfliktu. Z drugiej strony konieczne byłoby odejście Rosji od eskalowania konfrontacji historycznej oraz odejścia od agresywnej retoryki w odniesieniu do obszaru środkowoeuropejskiego. Być może wartościową inicjatywą byłoby zaangażowanie do tego pośrednictwa także Węgier, których przywódca pokazał w ostatnich latach umiejętność prowadzenia polityki racjonalnej, a nie egzaltowanej i skoncentrowanej na symbolach.
Wojna czy konfrontacja z Rosją, nie tylko pomnikowa, nie opłaca się Polsce. Takie przekonanie jest w Polsce powszechne. Ale ani wojna, ani konfrontacja z Polską nie leży też w interesie Rosji. Dalsze eskalowanie napięć na tym kierunku, skutkować bowiem będzie coraz większą izolacją Rosji od Europy. Skutki ekonomiczne i społeczne takiej ewolucji będą dla Rosji w dłuższej perspektywie bardzo negatywne. Już dziś widać jak rosyjskie działania w ostatnich latach spowodowały osłabienie ekonomicznych perspektyw relacji Rosji z Europą. Rosji nie stać na kontynuowanie tego kursu, ale robi wszystko, aby potęgować negatywne skutki swoich działań.
Polityka polska musi zachować w istniejącej sytuacji rozsądek. Nasze dążenie do umocnienia możliwości obronnych oraz rozbudowy wzajemnych relacji państw Europy środkowej, nie powinno być orientowane antyrosyjsko. Wielu partnerów w tym regionie nigdy bowiem nie zaakceptuje takiego kierunku wykorzystania tej wspólnoty (choćby kluczowi gracze jak Węgry czy Czechy). Z naszego punktu widzenia ważniejszym konkurentem na tym obszarze pozstają Niemcy niż Rosja. Paradoksalnie, brak antyrosyjskości wzmocni tylko tendencje na równoległe uniezależnienie się od dominacji niemieckiej w regionie.
Na dziś zatem, najważniejszym zadaniem dla polityki polskiej powinno być podjęcie próby subtelnego arbitrażu pomiędzy Rosją i Ukrainą. Taka mądra inicjatywa będzie służyć wszystkim trzem państwom i całemu regionowi. Warto zatem w interesie szerszym taką grę podjąć.
Wypowiedź ambasadora nie była roztropna, ale widać takie dostał dyspozycje. Może zaczytał się w opisach działań ambasadorów jaśnie oświeconej carycy Katarzyny i marzy mu się podobna rola. Szkoda, bo jeszcze bardziej nakręca spiralę niechęci wobec Rosji w Polsce.
Miejmy nadzieję, że tego typu lektury nie są jego inspiracją.
Pan pisze ciekawie, ale za nic nie chce zrozumieć rosyjskiej wrażliwości. To bardzo skomplikowane zagadnienie i trzeba zrozumieć, że Rosjanie poczuwają się do solidarności ze swoimi braćmi, którzy pobili Hitlera. Ginęli w Polsce i powinni być szanowani. Polacy nie chcą tego zrozumieć, ot i problem.
Problem polega na tym, że to Rosjanie nie chcą zrozumieć naszej wrażliwości i żądają dla swojej wrażliwości jakiejś specjalnej taryfy. To jest jakiś problem mentalności rosyjskiej.
Idąc tym tropem Pan niestety nie może być Polakiem , dlatego że nie ma Pan wrażliwości i solidarności z Naszymi Przodkami, którzy walczyli o Wolną Polskę, którym 17 września 39 roku został wbity sztylet w plecy, którym „rosyjscy bracia”gwałcili żony, mordowali dzieci – całe rodziny, palili dobytek, a po „wielkim wyzwoleniu” długo jeszcze siedzieli , niszczyli Polskę i ostatnich Patriotów, którzy jawnie z okupantem walczyli… Pan nie chce tego zrozumieć i nie potrafi bo nie jest Pan Polakiem i to jest cały problem…
No cóż, inni określają mnie rusofobem. A co do tego czy jestem Polakiem, to pozostawiam to bez komentarza. I współczuję, że stać Pana tylko na takie „refleksje”.
Stara się Pan być wyrozumiały dla tej bolszewickiej hordy, która nic się nie zmieniła od czasów komuny. Nie zasługują na żaden szacunek ani na zrozumienie, bo nawet dzisiaj szczycą się tym, że maja „euroazjatycką cywilizację”. No właśnie, a nawet my mamy tendencję do uważania ich za europejczyków.
Staram się być wyważony…
At last! Someone with real exstpeire gives us the answer. Thanks!
Niestety, ten bełkot z ust ambasadora, robi wrażenie na tych nieukach na zachodzie. Ruscy mówią takie rzeczy wyłącznie po to, by bandy pseudointelektualistów zachodnich, z uwagą wsłuchiwały się w ich żale. A z naszej strony nie ma właściwie żadnej odpowiedzi. To samo zresztą robią Niemcy, którzy wmawiają teraz światu, że naziści to tak naprawdę Polacy. Smutne.
Podzielam niestety Pańskie zdanie. Mało kto z polskich decydentów naprawdę rozumie jak bardzo potrzebne jest nasze aktywne prowadzenie tzw. propagandy historycznej.
Czy Rosja kieruje się tym co się jej opłaca ? To rzeczywiście odwieczny problem, bo niestety nie raz w historii Rosjanie robili rzeczy, które w oczywisty sposób były przeciw ich interesom, ale kierowały nimi jakieś inne motywy. Obawiam się, że Putin niestety odszedł od myślenia w kategoriach interesu, na rzecz realizacji jakichś obłąkanych wizji kilku współczesnych Ras-putinów.
Miejmy jednak nadzieję, że jakiś poziom racjonalności pozostanie wśród obecnego przywództwa Rosji.
Trafna analiza i celne uwagi pod adresem Rosjan. Podoba mi się zwłaszcza pomysł dotyczący Ukrainy. Nasz mądre działanie mogłoby dać nam wiele korzyści. Tylko czy u nas są mądrzy politycy.
Dziękuję za tę refleksję.
Rosjanie wierzą Putinowi we wszystko, bo zapewnił im wypłaty i dostęp do wódki. Tyle im potrzeba. Tylko naiwni wierzą w „rosyjską demokrację” i możliwość wewnętrznych przemian w tym kraju. Trzeba ułożyć się z tym carem który jest, bo mimo wszystko nie jest najgorszy.
Krótka wypowiedź, a tyle treści. Dyskusyjnych…
That’s an apt answer to an inseterting question
Putin pogrywa sobie z zachodem, bo wie że ma do czynienia z debilami, na czele z tym co siedzi w Białym Domu. Tylko że tak się rozochocił, że zaczął – na szczęście dla nas – robić błędy. Miejmy nadzieję że te zachodnie debile swoim postępowaniem zmobilizują Putina do dalszych błędów. Oby.
Lepiej by było, gdyby politycy na zachodzie byli w stanie prowadzić politykę, która prawidłowo odczytuje rosyjskie cele.
„Nasze dążenie do umocnienia możliwości obronnych oraz rozbudowy wzajemnych relacji państw Europy środkowej, nie powinno być orientowane antyrosyjsko”
Ja raczej stwierdziłbym, że jakakolwiek próba samoorganizacji państw pomiędzy Rosją i Niemcami będzie/jest, co najmniej, nie na rękę ani jednej, ani drugim. Ale owszem, w preambułę jakiegokolwiek traktatu środkowoeuropejskiego warto wpisać wiele ciepłych słów na temat miłości do tych wielkich partnerów (a w wielu dziedzinach „partnerów”)… a jak taki organizm zadziała w realnym otoczeniu politycznym, to już cicho, sza – nie musimy rozgłaszać. Nie ględzić, robić swoje, działać.
Wieczny żartowniś z szanownego Pana. By się zorientować, kto chce połknąć nasz region pod względem politycznym, gospodarczym, czy jakimkolwiek innym wystarczy spojrzeć na naszą mapę polityczną z początku 1914 roku. A marzyć o równorzędnym układaniu relacji z Rosją i Niemcami, owszem, można, jednak nie jest to najlepszym prognostykiem skuteczności naszej polityki regionalnej.