Kto zostanie Premierem Republiki Czeskiej?
Przechodzący za chwilę do historii rok 2017 był naznaczony szeregiem ważnych z punktu widzenia Polski wyborów w krajach europejskich. W niemal zgodnej opinii za kluczowe uznawano wybory prezydenckie we Francji oraz wybory parlamentarne w Niemczech. Zwłaszcza te ostatnie traktowane były w kategoriach wręcz rozstrzygających dla Polski. Nie negując faktu, iż wybory u zachodniego sąsiada naszego kraju, kluczowego rozgrywającego w Europie mają swoją wagę, od początku byłem absolutnie przekonany co do tego, iż największe znaczenie dla Polski w tym roku mają wybory parlamentarne w Czechach.
Wybory te odbędą się w dniach 20 i 21 października i niewątpliwie będą miały daleko idący wpływ na sytuację w ramach Grupy Wyszehradzkiej, a w konsekwencji na pozycję międzynarodową Polski. Grupa Wyszehradzka odegrała w ciągu ostatnich dwóch lat olbrzymią rolę w Unii Europejskiej i stała się płaszczyzną bardzo dużego wzmocnienia naszego regionu w toczących się na forum UE sporach. Dzięki jej daleko idącej zgodności poglądów w najważniejszych sprawach Polska nie została wyizolowana w Unii tak, jak pragnęli tego berlińsko – brukselscy zwierzchnicy krajowej totalnej opozycji. Dzięki wspólnej aktywności swoich członków, V4 stała się punktem odniesienia dla innych krajów regionu: bałtyckiej trójki czy państw bałkańskich.
Wydaje się, że kluczem do tego sukcesu była postawa Czech, które przez wiele lat utrzymywały pewien dystans do tej inicjatywy. Czechy jako kraj bardzo silnie ekonomicznie uzależniony od Niemiec i od Austrii, były mocno podatne także na polityczne impulsy płynące z Berlina. Do tego widząc dwulicową postawę rządzonej przez Tuska Polski, nie miały najmniejszej ochoty aby aktywnie angażować się w powodzenie tej formacji. Właściwie można powiedzieć, że tradycyjnie nieufne względem siebie Polska i Czechy przez wiele lat próbowały budować swoją pozycję poprzez coraz silniejsze poddawanie się woli Berlina. Nie jest to sytuacja historycznie nowa, bowiem pierwsze stulecia obu państwowości w X i XI wieku wyglądały dokładnie w ten sam sposób.
Kiedy jednak Polska pod rządami PiS w sposób jednoznaczny wykazała swoją determinację w dążeniu do wzmocnienia znaczenia V4, polityka czeska natychmiast zmieniła swoją optykę. Koalicyjny rząd kierowany przez socjaldemokratów z prezydentem Zemanem podążyły tą samą droga co Polska, co w powiązaniu z podobną determinacją Węgier i V. Orbana zaowocowało historycznie wyjątkową spójnością poglądów i działania V4. Pomijając nieszczęśliwą rozgrywkę wokół reelekcji Tuska, V4 udowodniła swoją zdolność do wspólnego osiągania wielkich celów.
Jednak wybory w Czechach z całą pewnością doprowadzą do zmiany dominującej formacji. Miejsce największej obecnie partii parlamentarnej wspomnianych socjaldemokratów zajmie prawie na pewno obecny ich koalicjant, a więc partia ANO kierowana przez wicepremiera A. Babiśa. Co istotne wydaje się, że trwająca w ostatnich tygodniach ewolucja nastrojów wyborczych spowoduje, że oba te ugrupowania nie będą w stanie osiągnąć takiego wyniku, który pozwoliłby im kontynuować dotychczasową współpracę zapewniając komfort dalszego rządzenia w układzie dwóch partii. Co to oznacza dla Polski i jaki będzie miało to wpływ na sytuację w ramach V4 ?
Pierwszą kwestią jest niewątpliwie osoba A. Babiśa. Jest to polityk będący jednocześnie właścicielem jednego z największych czeskich koncernów i bodaj najbogatszym Czechem. W tym przywiązującym wielką wagę do egalitaryzmu społeczeństwie kariera polityczna tego biznesmena jest czymś zaskakującym. Do tego dochodzi szereg kontrowersji wokół osoby Babiśa. Jest on synem słowackiego dyplomaty, pobierał wykształcenie częściowo za granicą jeszcze w czasach komunistycznych, zaczynał także swoje interesy w dość kontrowersyjnych okolicznościach w firmach związanych z komunistycznymi służbami. Z wielu stron formułowane są zarzuty o jego rzekomych powiązaniach z KGB czy z obecnymi rosyjskimi służbami. Co jednak istotne dla zweryfikowania tych fake-news, funkcjonując od kilku lat jako wicepremier nie dał żadnych powodów, aby podejrzewać go o jakiekolwiek wątpliwe zachowania dotyczące polityki rosyjskiej prowadzonej przez Czechy.
Trzeba jednak zaznaczyć iż Babiś, jako niemal pewny na dziś przyszły premier Czech podobnie jak zdecydowana większość jego rodaków, postrzega Rosję i jej przywódcę w zupełnie innych kategoriach niż to ma miejsce w przypadku obecnego przywództwa Polski. Czesi choć nie mają złudzeń co do Rosji, to jednak zachowują o wiele więcej dystansu i racjonalności w podejściu do niej niż reprezentuje to strona polska. Jest to jednak w dużej mierze rezultatem innego położenia geograficznego, co wpływa też na poczucie większego bezpieczeństwa z tej strony.
Najważniejszym jednak pytaniem pozostaje to, czy A. Babiś będzie kontynuował dotychczasową linię w polityce zagranicznej Czech, co przecież leży w najlepiej pojętym interesie Polski ? Trzeba od razu stwierdzić, iż będzie to zależało od ostatecznego ukształtowania koalicji. Jeśli rząd Babiśa będzie musiał szukać poparcia ze strony konserwatywnego partnera PiS-u a więc ODS, jest duża szansa na dalsze pogłębienie dobrych relacji z Czechami. Wydaje się, że mimo niemieckich sympatii części liderów podobnie rzecz się będzie miała, jeśli partnerem Babiśa byliby czescy chadecy. Tym co z pewnością sprzyja spoglądaniu Babiśa w stronę tych dwóch ugrupowań, mających centroprawicowy charakter (podczas gdy ANO jest sytuowane raczej jako centrolewica), są z pewnością wspólne poglądy i na kwestie migracyjne, jak również podobne postrzeganie najważniejszych problemów gospodarczych. Tu na czoło wysuwa się konsekwentna polityka w celu wydobywania się Czech z głębokich zależności ekonomicznych od zachodniego i południowego sąsiada.
W tym kontekście zwrócić trzeba jednak uwagę na spektakularny wzrost poparcia w ostatnim okresie mocno prawicowej i skrajnie antyimigranckiej partii SPD, na czele której stoi inny znany biznesmen pochodzenia japońskiego Tomio Okomura. Wzrost znaczenia tej formacji skutkuje jednoczesnym spadkiem poparcia i dla ANO, ale i dla ODS. Jeśli dodać do tego stabilną od lat pozycję partii komunistycznej, oraz pewne już jak się zdaje wejście do parlamentu zarówno przez partię Piratów jak i liberalno – konserwatywną partię TOP 09, to widać wyraźnie, że słabnąca z dnia na dzień partia Babiśa będzie w trudnej sytuacji. Zbudowanie w tym mocno rozproszonym parlamencie stabilnej i względnej spójnej większości, a w ślad za tym i rządu, nie będzie zadaniem łatwym.
Podkreślić należy na tym miejscu, że Czechy nie mają obecnie polityka formatu Vaclava Klausa, który spójną wizją programową i zdecydowaną wolą potrafił zapewnić przez wiele lat stabilne przywództwo temu krajowi. Nawet kontrowersyjny prezydent Zeman był przez całe lata jednym z ważnych czynników stabilizujących Czechy. Dziś jako prezydent nie odgrywa niestety tak ważnej roli, a liderzy polityczni uwikłani we własne biznesy nie cieszą się porównywalnym zaufaniem. Ten niewątpliwy kryzys przywództwa jest zatem ciężkim balastem dzisiejszej czeskiej polityki.
Paradoksalnie jednak sytuacja taka stwarza duże szanse dla Polski. Polska jest bardzo silnie obecna w czeskim życiu gospodarczym, wzajemna wymiana handlowa rośnie bardzo szybko z roku na rok. Dzisiaj zarówno Polacy wobec Czechów jak i Czesi wobec Polaków są sobie wzajemnie bardzo przyjaźni. Upiory przeszłości (1920, 1938 i 1938) nie rzucają się już dziś cieniem na nasze relacje, co widać we wszystkich sondażach oceniających najbliższe sobie narody po obu stronach granicy. Można zaryzykować twierdzenie, że Polska i Czechy nigdy w historii nie były sobie tak bliskie jak obecnie. Co nie oznacza rzecz jasna, że nie ma przestrzeni na dalsze pogłębienie relacji.
Co jednak bardzo istotne to fakt, iż po stronie polskich decydentów panuje właściwie całkowity brak zainteresowania nie tylko dalszą dynamizacją tych procesów, ale również sytuacją polityczną w Czechach i wynikiem wyborów. A przecież gra toczy się o olbrzymia stawkę i Polska ma całą gamę instrumentów, przy pomocy których jest w stanie odgrywać istotny wpływ na wyborcze decyzje naszych południowych sąsiadów. Polska już dziś powinna wysyłać różnymi kanałami sygnały, jakie konfiguracje na złożonej czeskiej scenie politycznej byłyby najbardziej optymalne z punktu widzenia dobra wzajemnych stosunków. Nie jest to kwestia, którą strony czeskiego sporu politycznego mogłyby bagatelizować, a wręcz przeciwnie, mogłaby ona mieć ważny wpływ na ostateczne rozstrzygnięcia i wyborcze i koalicyjne. Niestety dzisiaj jest już za późno aby polskie sygnały miały wpływ na wynik wyborów. Jednak z punktu widzenia tworzenia koalicji rządowej, której kształt ma najżywotniejsze znaczenie również dla naszych interesów, ciągle jest czas na aktywną grę. Pamiętać bowiem trzeba, że inni gracze, jak choćby Niemcy i Austriacy czy Rosjanie, z pewnością będą wykorzystywać rozproszenie czeskiej sceny politycznej do takich rozstrzygnięć, które będą najlepiej służyć ich interesom. Nasza przewaga polega dziś na tym, że ci akurat gracze nie są widziani wśród czeskiej opinii publicznej i większości klasy politycznej z sympatią, zaś Polska taką sympatię ma. Nasza bierność byłaby – trawestując Talleyranda – czymś więcej niż zbrodnią. Byłaby błędem.
Przyznam że jestem w szoku. Potrafilł Pan przewidzieć powyborczą sytuację i w Niemczech i w Czechach. Skąd Pan ma te informacje.
To tajemnica…. 🙂
To interesująca analiza. Tylko jak moglibyśmy „pomieszać” w Czechach.
Oj mamy tam całkiem sporo aktywów. Największa firma petrochemiczna, potężny eksport i import, całkiem sporo wpływowych postaci autentycznie oddanych przyjaźni z Polską. Choćby Prezydent V. Klaus. Tylko trzeba chcieć, a zwłąszcza poważnie traktować ich jako partnera w poważnych grach.
Scena polityczna w Czechach rozbita, nie całkiem normalny prezydent, rząd bez większości. A Polski to zupełnie nie interesuje. No bo po co nam oddany rząd czy prezydent w Pradze?
Tak, mamy takie podejście i poza Węgrami nie chcemy widzieć innych możliwości i szans.
Były wybory – Polska nic, kryzys rządowy – Polska nic, wybory prezydenckie – Polska nic. Co tam Czechy, pepiczki. Sami się damy radę. Paranoja. Płakać się chce na tę Polska „dyplomację”. I na te brednie o ” ofensywach dyplomatycznych” nie chce się patrzeć.
To prawda, że o tej „polskiej ofensywie dyplomatycznej” już się nie da słuchać.
Polska mogłaby z Węgrami i Czechami stworzyć naprawdę dużą siłę. Ale do tego trzeba rozumu, a ten jest dzisiaj w Polsce w deficycie.
Może nie wszystko stracone. Jednak poczucie wspólnych interesów jest już dzisiaj w tych krajach większe niż było jeszcze kilka lat temu. Nie traćmy nadzieji.
Tyle nas łączy z Czechami, że powimmiśmy być z nimi jak bracia syjamscy. A tu nic, poza ogólnymi bzdetami. Polscy liderzy zawsze olewali Czechy, z fatalnymi skutkami.
No cóż, Czesi nie byli nam jednak dłużni w tym „olewaniu”. To zawsze było po obu stronach z pełną wzajemnością. Niestety.
Czesi to bardzo pragmatyczny naród i dzisiaj dobrze rozumieją, że muszą się wyrwać z totalnej zależności od Niemiec. Przez minione 30 lat wpływy austriacko – niemieckie wróciły do historycznego poziomu. Polska jest jedynym kierunkiem skąd mogą dostać realną pomoc. Tylko czy u nas ktoś to piza Panem rozumie.
Rzeczywiście, poziom uzależnienia Czech z tych dwóch, a właściwie jednego kierunku, jest przeogromny. Muszą więc szukać choćby minimalnego oddechu.
Polacy muszą zrozumieć najpierw, że ich antyrosyjska fobia nie będzie miała entuzjazmu w Czechach. Podobnie jak Słowacji i na Węgrzech. Trzeba trochę z tym przychamować, bo nawet w V 4 będziemy izolowani.
Na pewno z ich punktu widzenia nasz stosunek do Rosji nie ma cech racjonalności. I podobnie dla Słowaków i Węgrów. Ale u nas kto to powie, od razu będzie zakwalifikowany do partii rosyjskiej.