Jeszcze jeden wątek konstytucyjny wydaje mi się konieczny do rozwinięcia, zakładając iż coraz realniejsza staje się perspektywa możliwości wprowadzenia nowej ustawy zasadniczej. Jest to mianowicie kwestia uznania, iż polska tradycja konstytucyjna jest, w moim najgłębszym przekonaniu, wystarczającym źródłem odniesienia i inspiracji przy tworzeniu nowej konstytucji.
Wydawać by się mogło, iż ta teza wyjściowa jest banalna i najzupełniej oczywista. Gdy jednak przyjrzymy się pracom nad nad nową konstytucją po 1989 roku okazuje się, że niemal wszyscy autorzy bądź współautorzy kolejnych propozycji, podnosili ich rangę przede wszystkim poprzez wskazywanie, na ile nawiązuje ona do rozwiązań a to amerykańskich, a to niemieckich, a to francuskich, a to nawet fińskich czy czeskich. Nie odbierając nic wartości pewnych porównań i odniesień pamiętać jednak należy, iż jednym z najważniejszych czynników ważących o akceptacji własnej ustawy zasadniczej jako fundamentu systemu prawnego, jest jej zakorzenienie w narodowej tożsamości oraz jej adekwatność do dominującego w narodzie suwerennym systemu wartości. Jeśli w tych obszarach występuje kolizja, to wywołuje to fatalne skutki z punktu widzenia poszanowania całego systemu prawa.
Jeśli przyjrzymy się w jakim stopniu Naród Polski odnosi się dziś do prawa stanowionego przez swoich przedstawicieli, to nie ulega wątpliwości iż ów stopień jego poszanowania jest – delikatnie rzecz ujmując – znikomy. Nie tylko przeciętny polski obywatel, ale także przeciętny polski prawnik, kiedy staje wobec określonej normy prawnej, w pierwszym rzędzie skupia swoją uwagę na tym, jak ów przepis obejść, ominąć. To zjawisko wyjątkowe w skali zachodniej cywilizacji prawnej. Skąd się to bierze ?
W moim przekonaniu wynika to z faktu, iż Polacy utracili własną tradycję prawną u schyłku XVIII wieku. Wraz z upadkiem państwa polskiego, który zbiegł się z postępem nowożytnych kodyfikacji prawnych zwłaszcza w krajach zaborców, oryginalny polski system prawny został niemal całkowicie zniszczony. Od ponad dwu stuleci Polacy w istocie zmagają się z prawem obcych. Nawet w okresie międzywojennym, kiedy tworzono polskie kodyfikacje, nawiązywały one przede wszystkim do rozwiązań niemieckich czy austriackich. W sposób oczywisty po II wojnie światowej, narzucono nam prawo sowieckie. Polacy przez 8-10 pokoleń musieli traktować obowiązujące ich, prawo jako podstawę opresji ze strony swojego tak czy inaczej definiowanego przeciwnika. Niełatwo wyjść z takich uwikłań.
Kiedy uchwalano obecną konstytucję, podnoszono dla przykładu iż budujemy ustrój oparty na monteskiuszowskiej zasadzie trójpodziału podziału władzy, że nawiązujemy do amerykańskiej koncepcji równowagi władz, że recypujemy częściowo niemiecki system kanclerski i twórczo łączymy go z koncepcją francuskiej czy fińskiej prezydentury, czy w końcu że tworzymy wachlarz praw obywatelskich czerpiąc wzorce z niemal wszystkich innych rozwiązań.
Czy jednak komuś w tych debatach przyszło do głowy, aby sięgnąć do polskiej tradycji konstytucyjnej, która w XVI wieku stworzyła konstytucyjny ustrój, opierający się na zasadzie suwerenności narodu, trójpodziału władz, równowagi władz i najszerszych w ówczesnym świecie i niedoścignionych do przełomu XIX i XX wieku gwarancji poszanowania praw obywatelskich ? Przeciwnie, jeśli padały głosy odwołujące się do polskiej przeszłości, to wyłącznie takie, które karykaturyzowały niektóre instytucje, a następnie podnosiły iż musimy z tej smutnej lekcji polskiego „pseudokonstytucjonalizmu” wyciągnąć lekcję, ucząc się od tych którzy zrobili to mądrze.
To kalanie własnej tradycji, wyraiło się nawet w odrzuceniu koncepcji recypowania Preambuły i Invocatio Dei zawartych w Konstytucji 3 Maja. Owa recepcja miała być symbolicznym wyrazem uszanowania wielkiego, własnego dorobku konstytucyjnego dziesiątek pokoleń Polaków i nawet taka próba została brutalnie odrzucona. Lewicowi twórcy obecnej konstytucji posłali Narodowi czytelny sygnał, iż gardzą tym dorobkiem, bo zgodnie z wyznawaną przez siebie ideologią, budują nowe na gruzach starego.
Naród Polski jest instynktownie przywiązany do symboli i wbrew trwającej niemal nieprzerwanie przez dwieście lat propagandzie dezawuowania jego wielkiego dorobku także w tej dziedzinie, intuicyjnie traktuje obecną konstytucję i zbudowany na niej sysem prawny, jak swojego kolejnego przeciwnika. Ten stan będzie trwał tak długo, jak ustrojodowca nie przywróci poprzez nową konstytucję, szacunku dla tego historycznego dorobku i nie zrozumie, że tylko tworząc ją na trwałych fundamentach polskiej tradycji prawno – ustrojowej, zbuduje wreszcie system prawny, który Polacy zaakceptują. Nie jest bowiem prawdą, że Polacy mają naturę anartchiczną i „antyprawną”. Do schyłku XVIII wieku poziom poszanowania prawa w Rzeczpospolitej, nawet w czasach najcięższego kryzysu państwa w okresie saskim, był niedościgniony w skali całego ówczesnego cywilizowanego świata. I co ważne, owo poszanowanie prawa nie wynikało z opresji absolutnego państwa, ale było świadomym podporządkowaniem się obywateli, którzy wiedzieli że jest to ich własne prawo, stanowione przez nich samych. Warto, naprawdę warto mądrze czerpać z dorobku swoich Ojców i Dziadów.
To oburzające, żeby w każdej dziedzinie życia na siłę małpować od innych. Nawet od Finów ? Kim sąte „polskie elity” kim są ci „polscy” politycy? Wstyd.
Rzeczywiście, lepiej szukać inspiracji we własnym dorobku.
Podobno Polska nawet za czasów saskich uchodziła za najbezpieczniejszy kraj w Europie. Bo egzekwowanie prawa było niezwykle skuteczne. Czy to prawda Panie Profedorze ?
Tak, dysponujemy dziesiątkami wspomnień, pamiętników, relacji czy opracowań historycznych zwłaszcza z XVIII wieku. Każdy niemal po przybyciu do Polski, która uchodziła za kraj anarchiczny, a więc wedle ówczesnych pojęć niebezpieczny, bo nie rządzony żelazną ręką przez absolutnego tyrana, nie mógł wyjść z podziwu, że dla przykładu na polskich drogach nie grasują bandy rabusiów. W krajach niemieckich czy we Francji, nie sposób było ujechać kilku kilometrów by nie zostać napadniętym. Takich przykładów można podawać dziesiątki.
Pamietam jak mówił Pan na wykładzie, o tym przykładnym przestrzeganiu prawa przez Polaków w Rzeczpospolitej i jak z kolegami kpiliśmy, że coś Pan chyba konfabuluje. A potem, gdy przyszło mi pisać doktorat i musiałem sięgać do historycznych uwarunkowań w moim temacie okazało się, że wszystko co Pan mówił było świętą prawdą, do tego w całej Europie zazdroszczono nam i dziwiono się, że mimo iż nasze prawo było relatywnie łagodne, to było powszechnie akceptowane, a w kraju, mimo braku zamordyzmu, panował porządek. Tak było.
Prawo było rzeczywiście relatywnie łagodne, zwłaszcza karne, nawet w miastach, gdzie silne były wpływu rygorystycznego prawa niemieckiego. A jednak mimo tego, a może właśnie dlatego, przestrzegano je powszechnie. Fenomen dawnej Polski, któ®ego dzisiaj albo nie znamy albo się wstydzimy.
To ciekawe spostrzeżenie z tym zerwaniem ciągłości polskiego prawa i negacją prawa obcego na ziemiach polskich. Po ostatnich informacjach o wyczynach polskich parlamentarzystów trudno oprzeć się wrażenie, że Polacy ciągle traktują uchwalane przez sejm prawo jako prawo okupantów. To w dużym stopniu tłumaczy nasz stosunek do prawa – pełna zgoda z panem profesorem.
Przydałoby się więcej rozwinąć ten wątek o naszym konstytucjonaliźmie XVI/XVII wieku. Mnie w szkole w ilu w głowę że to był kraj anarchii, liberum veto i rządy zapijaczonej szlachty.
Może przy okazji kolejnych tekstów wrócę do tych wątków. Na razie polecam raz jeszcze moja książkę : „Rzeczpospolita polsko – litewska. Pierwsza monarchia konstytucyjna.”
Ten cały system kanclerski jest tylko po to, by takie miernoty jak Buzek, Belka, Tusk czy Kopacz mogły rządzić latami i niszczyć kraj. System niemiecki – ciekawe w czym interesie ? Dzisiaj go już dobrze widać.
W całej tej – jak mawiał marszałek Piłsudski – konstytucie, nie ma właściwie żadnego odniesienie do naszej historii. Jedyna data w Preambule to 4 czerwca 1989 roku. Co to za data, jakie ona ma znaczenie w naszej ponad tysiącletniej historii? Tyle było ważniejszych wydarzeń. Przecież porozumienia sierpniowe i powstanie Solidarności było ważniejsze. A oni dali tylko datę kontraktowych wyborów. Żenujące, niech sobie odejdą razem z tą konstytutą.
Dla mnie też ta data jest oburzająca. Zastanawiam się, jak można było tak bezceremonialnie potraktować nasze tysiącletnie dzieje.
Kiedy uchwalano konstytucję marcową, w Polsce narodowość polską deklarowało 2/3 mieszkańców. Tyle samo było katolików. I tej 1/3 „innych” nie przeszkadzało, że suwerenem Rzeczypospolitej jest Naród Polski a Kościół katolicki ma szczególną pozycję. A tu nagle to
lewactwo wymyśliło „wszystkich obywateli” i jeszcze definicje Pana Boga zrobili. Cyrkowcy i jeszcze się dziwią, że nikt nie chce tego shitu trzymać w domu. Niech się podetrą….
To prawda, pamiętam jak niejaki Marek Borowski tłumaczył, że nie wolno wpisywać do Konstytucji Narodu Polskiego, bo to będzie oznaczało że będzie nasizm. A wtórowała mu pewna, wtedy znacznie bardziej wpływowa gazeta, która ostrzegała, że Naród Polski = stosy dla innowierców na drugi dzień. Sorry, takich mamy „elytowców”.