Litwa jest północno – wschodnim sąsiadem Polski i relacje z tym państwem po części należą do polskiej polityki wschodniej, po części jednak wkraczają już w obszar polityki bałtyckiej. Stosunki polsko – litewskie nacechowane są nie mniejszymi emocjami niż relacje polsko – ukraińskie. Setki lat wspólnej przeszłości, dla Polaków są powodem do dumy. Natomiast Litwini starają się od lat wymazywać pozytywy wspólnej państwowości. Od ponad stu lat odbudowa litewskiej tożsamości narodowej, odbywa się w oparciu o całkowitą wrogość do polskiej kultury i języka. Generalnie litewska elita, niezależnie od barw politycznych, właśnie w polskości dostrzega największe zagrożenie własnej identyfikacji. Co jednak istote Litwinom wydaje się, że można dążyć do zlituanizowania Polaków zamieszkujących zwłaszcza Wilno i Wileńszczyznę, a jednocześnie utrzymywać dobre relacje z Polską.
Trzeba mieć świadomość tej zadziwiającej litewskiej maniery dzisiaj, gdy relacje polsko – litewskie za sprawą ministra Sikorskiego zostały praktyczynie zrujnowane. Jednak przyczyny tego zjawiska mają dłuższą historię a winę za brnięcie Litwinów w owo absurdalne myślenie, ponoszą konkretne osoby i środowiska po stronie polskiej.
Na początku lat 90-tyvch głównym kreatorem polskiej polityki wobec Litwy stał się długoletni ambasador w Wilnie Jan Widacki i środowisko skupione wokół warszawskiego KIK-u i krakowskoiego „Tygodnika Powszechnego”. Wiele z tych osób sięgało swoimi korzeniami do przedwojennych, lewicujących ośrodków wileńskich. To w pierwszym rzędzie ci ludzie arbitralnie uznali, że znakomicie zorganizowana politycznie i społecznie polska mniejszość na Litwie, stanowi obciążenie dla nowych relacji z władzami litewskimi. Stworzono wtedy swoistą ideologię, w myśl której polska mniejszość i jej organizacje, stworzone po 1988 roku, są agenturą moskiewską. Widacki jako ambasador, negliżował przez cała lata te środowiska, które przetrwały przez lata najgorszej sowieckiej zarazy, a jednocześnie zaczął tworzyć i wspierać byty efemeryczne, które deklarowały „otwartość” wobec władz litewskich. To utrzymywane do początku XXI wieku stanowisko polskiej dyplomacji i kolejnych rządów warszawskich, które nie bacząc na coraz brutalniejsze działania władz litewskich względem Polaków utwierdzały stronę litewską, że relacje między naszymi państwami są wzrocowe, uprawniło Litwinów do myślenia w opisanych wyżej kategoriach.
Dzięki mądrości wileńskich Polaków, wbrew intencjom Warszawy, ich rola polityczna wzrosła i od wielu lat stanowią przysłowiowy języczek u wagi przy tworzeniu litewskich rządów czy władz lokalnych. To tym bardziej eskaluje wśród elit litewskich antypolskie nastroje. Ich wyrazem jest absurdalna polityka władz litewskich w stosunku do Orlenu. Orlen, w imię wzmacniania polskich interesów na tym obszarze, ale jednocześnie w interesie litewskim, zapobiegając pogłębieniu ich uzależnienia energetycznego od Rosji, postawił na nogi rafienrię w Możejkach. Kosztowało to wiele i firmę i polskich podatników. Tymczasem władze litewskie na każdym kroku zwalczają i utrudniają działania naszej firmy, tak jakby nie miały świadomości, iż jedynymi którzy mogą zająć miejsce Polaków są Rosjanie.
Dziesiejszy stan aberacji we wzajemnych relacjach jest jednak pogłębiony przez zasadniczą woltę, jakiej dokonał w polityce polskiej min. Sikorski. Z charakterystyczną dla siebie dezynwolturą, postanowił odgrywać swoje kompleksy i niepowodzenia na innych odcinkach w relacjach z Wilnem. Jawne i ostentacyjne lekceważenie Litwinów, okazywanie im swej próżności i nieustanne pouczanie wzmacniało jedynie ich antypolskie nastawienie.
Odbudowa wzajemnych relacji nie będzie łatwa, a przecież w perspektywie spodziewanych działań Rosji, jest zupełnie niezbędna. Jeśli strona polska szybko i precyzyjnie nie zdefiniuje na nowo swojego stanowiska wobec Wilna, to różnice polsko – litewskie zostaną bezwględnie rozegrane przez Rosjan i Niemców, z równą szkodą dla nas i dla nas naszych ziomków.
Polska musi zatem w sposób zupełnie jednoznaczny określić swoją politykę wobec mniejszości polskiej na Litwie i wobec mających zaufanie tej ludności reprezentantów. To pierwszy i podstawowy punkt polskiej polityki litewskiej.. Jest to także potężny instrument realnego wpływania na politykę wewnętrzną Litwy. Jeśli ktoś na poważnie chce kreować tezę, że litewscy Polacy są bardziej reprezentantami interesów rosyjskich na Litwie niż interesów polskich, to po prostu godzi w polski interes narodowy. W ślad za jasnym określeniem naszego stosunku do naszych rodaków, powinno pójść zdecydowane wsparcie ich najżywotniejszych postulatów. Polska powinna wykorzystać wszystkie możliwości na gruncie polityki unijnej, jak również w instytucjach międzynarodowych, aby władze litewskie stosownie do reguł obowiązujących w prawie międzynarodowym, zaprzestały brutalnej dyskryminacji i przymusowej lituanizacji Polaków oraz traktowały ich tak jak innych obywateli własnego państwa przy restytucji zagrabionego przez komunistów mienia. Polska musi wspierać i polski biznes na Litwie (i ten rodzimy i ten inwestujący z Polski) oraz polskie instytucje społeczne i kulturalne (w pierwszym rzędzie wesprzeć polski uniwersytet w Wilnie). Wreszcie zdecydowanych działań Warszawy wymaga wyjaśnienie sytuacji Orlenu na Litwie. Nie ma bowiem powodu, dla którego polscy podatnicy, mają być sponsorem dyskryminacyjnych działań władz litewskich.
Takie działania z pewnością wstrząsną Litwinami, ale są one konieczne by oczyścić wzajemne relacje z obciążeń, które mogą obrócić się przeciwko obu państwom w nieodległej przyszłości. Jeśli bowiem Rosja upora się z problemem Ukrainy, a jest to perspektywa 2 – 3 lat, następnym jej celem – czego nawet nie ukrywa – będą państwa bałtyckie. Nie można wręcz wykluczyć – a mieści się to w logice rosyjskiego działania – iż rozpoczną oni destabilizację krajów bałtyckich po to, by uzyskać załatwienie spraw ukraińskich za cenę przejściowego osłabienia presji na Litwę, Łotwę i Estonię). Mając to na uwadze powinniśmy wykorzystać do normalizacji stosunków z Litwą, bardzo dobre stosunki z Łotwą i Estonią. Jestem wręcz przekonany, że najtrudniejsze sprawy w Wilnie, Warszawa powinna przez najbliższe lata załatwiać właśnie poprzez Rygę i Tallin. Przywódcy tych krajów reprezentują bowiem o wiele większy rozsądek w rozeznaniu własnych interesów i w przeciwieństwie do Litwinów, naiwnie przekonanych, że przed Rosjanami obronią ich Amerykanie, mają świadomość, iż własną pozycję względem Rosji trzeba wzmacniać poprzez alians z najbliższym i największym w tym regionie krajem NATO.
Trzeba taże pamiętać, iż twarde reprezentowanie własnych interesów, nie musi oznaczać braku szacunku i lekceważenia, dla zrozumienia wrażliwości litewskiej. Można zrozumieć irytację Litwinów faktem, iż stolica ich państwa leży w centrum polskiej enklawy. Trzeba im jednak uświadomić, iż brutalna lituanizacja nie jest drogą do zmiany tego stanu rzeczy. Kiedy Litwini zrozumieją, że nasza twardość nie jest skierowana przeciw ich interesom, podejmą dialog i współpracę. Nowy rząd będzie się tu musiał wykazać się dużą wrażliwością i cierpliwością, ważne jednak by pamiętał o podstawowych polskich interesach na Litwie.
Ciekawa koncepcja zarysowana w tytule. Rzeczywiście skuteczniej nacisną na Litwinów zwłaszcza Łotysze, którzy mówiąc krótko maja więcej rozumu niż Litwini.
Swoją drogą skala zakompleksienia Liteinów jest niewyobrażalna. Według ich dzisiejszej ideologii to lepiej im było w Związku Sowieckim niż w unii z Polską. Niesamowite.
Tak, to niesamowite.
Zgadzam się z tym, że Litwini to ogólnie biorąc ciężki przypadek. Wiem że to generalizacja, ale oni naprawdę sądzą, że ta garstka ich rodaków w USA załatwi im wszystkie problemy i że Amerykanie w obronie Wilna zrzucą kilka atomówek na Moskwę i Petersburg. Ciężko im pojąć, że nikt za nich nie będzie umierał.
Nadmierna wiara w amerykański parasol atomowy w sytuacji gdy Rosja jest w najwyższym stopniu pożądanym partnerem do rozwiązania kryzysu bliskowschodniego oraz w kontekście polityki irańskiej, jest najdelikatniej rzecz ujmując naiwne.
Frustracja Litwinów wynika z tego, stolica ich państwa znajduje się w polskiej enklawie. I wiedzą że ci Polacy są w pewnym sensie także Litwinami. I dlatego chcieliby ich uczynić Litwinami litewskimi. Na siłę, bo inaczej się nie da. Dlaczego jednak Polska przez całe lata pozwalała im to robić bezkarnie ? Linia Widackiego, linia zdrady narodowej, jest ciągle żywa.
W tym akurat wypadku naiwnością wykazywała się strona polska. Zakładanie, że przez ustępstwa wobec ekstremistów litewskich zbudujemy fundament dobrej współpracy, kładąc na ołtarzu naszych rodaków, były nawet czymś więcej niż naiwnością.
Najgorsi antypoloniści wśród tych szaulisów są oczywiście ci, którzy są z polskich rodzin. Mają kuzynów w Toruniu czy Warszawie i jak tu przyjeżdżali jeszcze nie dawno, to bardzo polscy byli. Ale dzisiaj na Litwie wśród Litwinów wypada być Polakożercą. Tylko nasze durne władze przez lata całe wrogów szukały wśród tamtejszych Polaków. To bardzo smutne.
Znam rzeczywiście paru takich, wśród nich nawet byłego premiera i prezydenta Litwy, który jeździł do swojego kuzyna mieszkającego w moim sąsiedztwie. Ich dziadkowie byli Polakami, potem jeden syn wyjechał do Polski, drugi został i stał się Litwinem. Jego syn uznał się już za Litwina, ale akurat on spośród innych przywódców litewskich zachowywał się jeszcze względnie porządnie. Może przez wzgląd na pochodzenie.
Wydawało mi się że i w przypadku Litwy tak się zakiwaliśmy, że nie mamy żadnego ruchu. Ale Pana pomysł, by załatwiać kluczowe kwestie przez Rygę i Tallin, jest rzeczywiście znakomity. Tylko zacząć trzeba rzeczywiście od zadbania o interesy naszych rodaków na Litwie. Nie możemy być jedynym krajem który ma w d…e swoich rodakôw.
Nie powinniśmy rzeczywiście poświęcać swoich rodaków na żadnym ołtarzu.
Skoro Litwini odcinaja się od naszego wspólnego dorobku, to krzyż na drogę. Tym samym oddają nam wszystkie osiągnięcia Rzeczypospolitej.
Może jednak uznają tę wspólnotę dorobku.
Polski rząd i twarde staniwisko ? No w sprawach marginalnych to może tak. Ale w sprawach zasadniczych, racjonalnie i twardo – nigdy.
Niestety, takie mam wrażenie.
–when people say that somehow she could be responsible for his bad choices, that she was a nag, or whatever. I'm sorry, but a person is solely responsible for their actions, good or bad. There have been a lot of excellent characters in the history of the world who were abused and mistreated at one time or another. This kind of thinking is like saying a woman is responsible for being raped because of what she wore. Sick, sick thinking. And very anti-woman. Thanks for an interesting, thhpogt-urovoking post.
Bardzo poprawna analiza. Szkoda że taka krótka. Może w przyszłości rozwinie Pan różne wątki.
Będę się starał.