Zapewne jeszcze nie raz pojawiać się będą wątki konstytucyjne w moich kolejnych tekstach, jednak chciałbym teraz przejść do kilku analiz związanych z zagadnieniem bezpieczeństwa Rzeczypospolitej. Można przyjąć, iż wraz z rosyjską agresją na Krym przeszedł do historii trwający od 1990 roku okres względnego spokoju w polityce europejskiej. Jakkolwiek wcześniej miały miejsce poważne kryzysy, przede wszystkim skrajnie nieodpowiedzialne wykreowanie przez Amerykanów „państwa w Kosowie”, a następnie wojna rosyjsko – gruzińska, to jednak te konflikty nie doprawadziły do dalej idących konsekwencji w krótkiej perspektywie.
Zdominowana przez Niemców Europa szybko przeszła do porządku dziennego nad tymi dwoma, mającymi niezwykle daleko idące zwłaszcza w sferze prawa międzynarodowego konsekwencje wydarzeniami. W pierwszym rzędzie stworzono bowiem w przypadku kosowskim, rozbudowaną argumentację na rzecz zmiany granic w Europie, których nienaruszalność była ściśle przestrzeganym dogmatem, nawet w okresie „zimniej wojny”, a formalnie potwierdzono ją w 1975 roku w Akcie KBWE w Helsinkach. Po drugie, opinia zachodnia przeszła do porządku dziennego zarówno wobec rosyjskiej agresji w Gruzji, a następnie wobec faktycznego oderwania od Gruzji jej terytorium, w oparciu o znaną z sowieckiej taktyki zasadę „plebiscytu miejscowej ludności”. W ten sposób Rosja otrzymała w ręce potężny oręż dla realizacji swoich dalszych, agresywnych zamiarów i wykorzystuje go obecnie bezwzględnie w ukraińskiej rozgrywce. Ma to olbrzymie znaczenie dla sytuacji Polski dzisiaj i jutro.
Polska jest wtłoczona pomiędzy Niemcy i Rosję, a wobec gwałtownie zmieniającej się na naszą niekorzyść sytuacji międzynarodowej, położenie to stanowi olbrzymie zagrożenie.
Rosja bowiem, już znacznie wcześniej niż od 2008 roku (atak na Gruzję) prowadzi bardzo agresywną politykę, odbudowy swojej dawnej strefy wpływów. Realizowała ją dzięki wieloletniej koniunkturze na drogą ropę i drogi gaz, jak również dzięki gruntownej przebudowie swojego potencjału wojskowego. Dzisiaj, mimo trudności ekonomicznych, Rosja jako jedyna w Europie dysponuje nowoczesnymi, sprawnymi i zdolnymi do natychmiastowego działania na każdym obszarze siłami zbrojnymi. Odwrotnie, w Europie poza osłoną lotniczą, nie ma żadnych sił konwencjonalnych zdolnych do przeciwstawienia się Rosji. Obronić się mogą Anglicy dzięki relatywnej sile swojej armii i położeniu geograficznemu, oraz Turcy, którzy zachowali zdolności militarne z okresu sprzed odprężenia.
Pamiętać należy, że Stany Zjednoczone de facto wycofały się militarnie z Europy, a ciężar ich zainteresowań spoczywa od wielu lat w rejonie Pacyfiku. Obecna i spodziewana rywalizacja z Chinami, jak również zagrożenia radykalizmem islamskim w Azji Zachodniej i Środkowej, nie pozwalają Amerykanom traktować Rosji jako wroga. Przeciwnie, Rosja pozostaje rezerwowym aliantem na wypadek problemów w obydwu potencjalnych ogniskach zagrożeń. Ten fakt jest notorycznie pomijany przez polskich polityków.
Dlatego opieranie myślenia o bezpieczeństwie Polski w ewentualnych konfliktach w Europie, przy założeniu dalszych agresywnych kroków rosyjskich, właściwie wyłącznie na wsparciu amerykańskim, jest bardzo zawodne. Globalne interesy amerykańskie i miejsce w nich Rosji, jest z pewnością ważniejsze, niż realne angażowanie się konflikty europejskie, za cenę scementowania aliansu rosyjsko – chińskiego.
Rosja prowadzi dziś agresywną politykę, bowiem na nowo odzyskała zdolności ekonomiczne oraz militarne, aby realizować takie scenariusze. Aktualny spadek cen ropy i gazu, jedynie przejściowo spowolni te procesy. Rosja nie po to odbudowywała zdolności agresywne swojej armii, aby tego druzgocącego atutu nie wykorzystywać. Zanim Europa czy nawet Amerykanie, dorównają Rosji militarnie na obszarze europejskim, upłynie wiele czasu. I Rosjanie o tym doskonale wiedzą, stąd należy się spodziewać dalszych kroków z ich strony.
Rosja bowiem jest skazana na agresję. Od wieków w przekonaniu elit rosyjskich tkwi dogmat, iż kraj ten nie posiada bezpiecznych granic. Rosja nie może odgrywać globalnej roli na miarę swoich oczekiwań i ambicji tak długo, jak długo jej granice morskie są kontrolowane przez Amerykanów. Dążenie do uwolnienia się od tej kontroli, jest warunkiem powrotu do pozycji imperialnego supermocarstwa. Stąd Rosja musi wykorzystać obecną sytuację do wywalczenia sobie swobody, przynajmniej na jednym odcinku. To powoduje, że siłą rzeczy jako kraj sąsiadujący z Rosją, w jej strategicznym z tego punktu widzenia miejscu (okręg królewiecki), zdani jesteśmy prędzej niż później na konfrontację.
Czynnik drugi, określający nasze położenie, to Niemcy. Kryzys grecki ujawnił w sposób już zupełnie niekamuflowany, że Niemcy odchodzą od dotychczasowej polityki. Była ona nowoczesnym wydaniem ostrożnej, fryderycjańsko – bismarckowskiej polityki budowania własnej siły, nie angażowania się z własnej woli w koflikty, a jedynie pośredniego angażowania się w procesy mediacyjne, pomiędzy zwaśnionymi stronami i wyciagania z tego największych możliwych korzyści. Bezpośrednie angazowanie się w konflikty było w tej szkole zupełną ostatecznością. Wydarzenia ostatnich miesięcy pokazują jednak, że Niemcy prą do bezpośredniego angażowania się w konflikty, odgrywania w nich roli wiodącej i narzucania swojej woli osłabionym partnerom. Wydaje się, że ten zwrot będzie miał tendencję nasilającą się. Niemcy próbują bowiem od dłuższego czasu rozgrywać Amerykanów i Rosjan. Pierwszym oferują iluzję utrzymania spokoju w Europie tak, aby mogli skupić się na Azji. Drugim zaś, oferują swobodę zagospodarowania ich starej strefy wpływów w zamian za uznanie ich dominacji poza Odrą, a może poza Bugiem (patrząc od wschodu). To nic innego jak zmodernizowana wersja Mitteleuropy, a więc koncepcji znanej już z historycznych doświadczeń.
Polska musi w najbliższych latach zmierzyć się z tym wyzwaniem. Okres spokoju czy pozornego lawirowania już się skończył i trzeba zakasać rękawy, aby stawić czołą nadchodzącym wyzwaniom.
Trafna ocena obecnej sytuacji.
Rola i polityka Polski jest rzeczywiście trudna i wymaga zdolności szukania miejsca dla Polski. Nie zrobi się niczego w pojedynkę, trzeba nakłonić państwa które są obecnie w ramach UE do dbania o wspólny interes.
Tak, z pewnością jest to jeden z kierunków w których powinniśmy podążać.
Amerykanie rzeczywiście zostawili Europę Niemcom. Mają swój lotniskowiec tzn. wiernego sojusznika w Anglikach i bazę w Ramstein i to wystarcza im na dzisiaj. A Niemcy odgrywają na razie rolę drugiego alianta ale rzeczywiście coraz bardziej kombinują. Niestety dla nas a tradycyjnie dla siebie z ruskimi. Ciekawy jestem kolejnych tekstów. Może ma Pan jakieś pomysły ?
Spróbuję rozważyć jakieś warianty w kolejnych tekstach.
Faktycznie, jeśli spojrzeć na mapę, to Rosja nie ma tzw. bezpiecznych granic. Każdy kolejny krok ekspansywny zmusza ją do dwóch następnych. Jak żyć mając takiego sąsiada ?
Permanentnie ekspansywny sąsiad to z pewnością utrapienie. Ale skoro jest w tej ekspansji permanentny, to jednak oznacza to jednak pewną stałość i relatywną obliczalność – nic nas nie powinno zaskakiwać. A tymczasem wiele ośrodków w Polsce żyje złudzeniami „innej Rosji”. Nigdy w swoich dziejach nie była „inna”, czasami tylko bywała słabsza. Wtedy miewaliśmy chwile oddechu.
Chiny – to jest czynnik na dziś najważniejszy. A prezydent Duda odrzucił zaproszenie na rocznicę zakończenia wojny w Pekinie. Głupota.
To moim zdaniem nierozważne, bo Chińczycy nadali temu zaproszeniu dla nowego prezydenta dużą rangę. Zlekceważenie takiego partnera, w zamian za to uczestniczenie w jakimś zbiorowym spędzie krajów Europy Środkowej, to niezrozumiała rezygnacja z zajęcia mocnej pozycji w chińskich perspektywach. Ja nad tym bardzo ubolewam.
Mówiąc wprost to Szczerski napluł Chińczykom do talerza. Jakby Obama kiwnął palcem i posadził Dudę na defiladzie w Waszyngtonie międz Rwandą i Burundi, to nawet pięć minut by się nie zastanawiali żeby jechać. Zresztą Komorowski był taki sam.
Zastanawiające jest to, że prezydent Duda zaczyna urzędowanie od kokietowania Niemiec. Trudno doprawdy pojąć tę kombinację, zwłaszcza w kontekście słów Szczerskiego. Wiadomo że trzeba mieć z Niemcami relacje poprawne, ale to co oni robią wygląda na próbę udowodnienia, że będziemy dla Niemców tak samo spolegliwi jak Tusk i spółka. A chyba nie o to chodziło.
Rzeczywiście, zarówno wypowiedzi K. Szczerskiego, jak i wywiady prezydenta Dudy dla prasy niemieckiej sprawiają wrażenie, jakby na siłę chcieli wykazać, że są „obliczalni”. Oczywiście z niemieckiego punktu widzenia. Nie bardzo potrafię dostrzec, jakie to ma przynieść Polsce korzyści. Jeśli wydaje im się, że Niemcy wzruszą się tymi ich ckliwymi opowieściami i z tego powodu przestaną sabotować silniejszą obecność NATO w Polsce, to szybko zrozumieją że to naiwne. Oby nie było potem za późno na twardą rozmowę.
Widać już po dzisiejszej wizycie prezydenta w Niemczech, że ta próba ich kokietowania do niczego nie doprowadzi. Nie na Niemców taka taktyka, ich trzeba dociskać, wtedy popuszczają. I uderzać w ich słabą stronę, czyli przypominać kto wywołał dwie wojny światowe.
Kto to wymyślił żeby zaczynać kontakty międzynarodowe od Berlina. To przecież świadoma akceptacja tego, że To Niemcy decydują o naszym wstępie do „salonów”. I potwierdzenie tego, że dalej chcemy być klientami Berlina. Paranoja.
Niestety ton komentarzy niemieckich nie pozostawia złudzeń. Objawiliśmy się jak petenci proszący o poważne traktowanie. Szkoda.
Jesteśmy w uścisku Niemców i Rosjan i widać wyraźnie, że koniunktura i spokój się skończyły. Trzeba szukać przyjaciół, a tu pustka. Na Ukraińców nie ma co liczyć, Białoruś jeszcze gorzej, Litwa wroga, Słowacja i Czechy w najlepszym razie obojętne. Anglicy, Amerykanie pokazali na co możemy liczyć w Jałcie. Z kim zatem możemy współpracować.
Spokojnie, nie popadajmy w defetyzm. Zawsze są jakieś możliwości, ważne by ci, którzy odpowiadają za prowadzenie naszych spraw, nie kierowali się naiwnością, bo to największy grzech w polityce zagranicznej.